Dziś będzie odcinek specjalny. Zainspirowany podsuniętym mi przez kolegów z wątku Słupki, szafy i przyłącza kablowe telefonii stacjonarnej – dyskusja opowiadaniem phreakerskim „Sygnał Czasu” postanowiłem bowiem podzielić się tym, co sam wiem o temacie. Opisane niżej wydarzenia pochodzą co prawda sprzed ponad 20 lat i już dawno się przedawniły jako wykroczenie czy przestępstwo, ponieważ jednak miałem już okazję prowadząc działalność blogową przekonać się, że zawsze się znajdzie jakaś nadwrażliwa i/lub życzliwa osoba (znaczy, podpisująca się: „życzliwa osoba”), na wszelki wypadek zacznę od zastrzeżenia, że niżej opisane wydarzenia stanowią fikcję literacką, powstały na podstawie opowieści zasłyszanych w trakcie imprez studenckich od osób, których personaliów nie znałem, bądź obecnie nie jestem sobie w stanie przypomnieć, amen. Przedstawiam zaś te historie jako ich bohater, „bo tak”, gwiazdorstwo mnie dopadło, powiedzmy.
Otóż, były lata wczesne 90-te, jeszcze sporo przed opisywanymi wcześniej w „Historii Telekomunikacji” sytuacjami. Byliśmy na studiach, mieliśmy akurat po tyle lat, by czuć się strasznie dorośle i dojrzale i mieć gotowe rozwiązanie na każde zło otaczającego nas świata. W tym częsty w takim wieku instynkt Robin Hooda, czy tam Janosika. Właśnie 20latki najczęściej „walczą z systemem” jeżdżąc na gapę, podrabiając bilety miesięczne, czy też właśnie usiłując z większym czy mniejszym powodzeniem korzystać za darmo z telefonów. Oczywiście nigdy nie chodzi o to, że przeciętny dwudziestolatek zwykle groszem nie śmierdzi, bo (zwłaszcza jako student) cały czas wisi na garnuchu rodziców, ewentualnie najwyżej coś tam sobie dorabia na boku (tak, wiem, że bywały wyjątki, chodzi o regułę), zawsze do takiego jakby nie patrzeć okradania instytucji jest dorobiona jakaś teoria w myśl której to on jest ten dobry, a instytucja zła. Bo nie daje dzwonić za darmo albo choć za pół darmo. A student dzwonić musi. Do domu (kochane pieniążki przyślijcie rodzice), do dziewczyny, do drugiej dziewczyny, do trzeciej dziewczyny, do kumpla, czy ot choćby tak, dla sportu.
Moje kontakty z phreakerstwem rozpoczęły się za sprawą pewnego Darka. Szczerze mówiąc nie pamiętam szczegółów samych początków, czy to on zaczął temat, czy też ja usłyszawszy gdzieś coś usiłowałem zabrylować w towarzystwie wiedzą, a facet podjął temat, w każdym razie to za jego sprawą zasłyszana teoria zamieniła się w regularnie stosowaną praktykę. Człowiek był kochliwy, potrzeby telefoniczne miał duże i temat drążył co sił.
Najczęściej wtedy spotykanym u nas automatem telefonicznym była stara „mydelniczka”, czyli AW-652:
(zdjęcie autorstwa Nero541 z forum elektroda.pl)
Czytaj dalej
8 komentarzy.