Deklarowałem co prawda ostatnio, że aktualnie nie żyję, ale niestety, w korpoświecie nie ma miejsca na takie błahe problemy, jak zgon pracownika. Pracownik ma przyjść do roboty, stawić się jak codzień na Mordorze i realizować targety, maczować tabele, analizować pałerpointy i przede wszystkim dbać o wspólną przyszłość korporacji! O samorozwój! Widzieć ścieżkę swej kariery! Kreatywnie podchodzić do problemów! (i mniejsza o to, że 3/4 z tego w pracy nie robię, moje korpo jest czysto techniczne i pozbawione większości korporacyjnych bezsensów, a mój manager nie dość, że targetów nie narzuca, to nawet w krawacie nie chodzi, fakt jednak pozostaje faktem: trzeba było się dziś zwlec i przyjść do roboty, o!)
Echhh…. ja chcę z powrotem do mej piwnicy! Tamże pojawił się już zarys hydroforu:
Sprzątałem pozostałości po brukarzach. Przerzucałem pozostałą kostkę i obrzeża (w sumie dobrze ponad tonę) w jakieś miejsce, w którym mogą spoczywać na bliżej nieokreślone „później”. Przerzucałem palety w miejsce, z którego będą zabrane (bydlaki po 30-40kg każda). I jeszcze woziłem piasek taczką. Aktualnie nie żyję. Nie żyjąc nie piszę. Amen.
PS: zdolny spirytysta na gwałt potrzebny.
PS2: czy to normalne, że po śmierci tak w krzyżu łupie?
Nie piszę nic, bo czasu nie ma. Wokół domu prace brukarskie ruszyły, a co za tym idzie ja na gwałt musiałem wykonać szkielet zaplanowanego na ten rok nawodnienia. No tak jakoś mi się wydało, że kolejność: najpierw rurki, a potem bruki będzie właściwsza, niż na odwrót 🙂 A ponieważ brukarze zaczęli pracę na już, nie pozostało mi nic innego, niż zabrać się za robotę równolegle z nimi.
Tak więc, kilka ostatnich dni miałem urlop, według wniosku „wypoczynkowy”. I wypoczywałem sobie, ze szpadlem w garści, w męskim towarzystwie, przy pomocy nieskomplikowanego języka z dość uproszczoną interpunkcją prowadząc filozoficzne dyskusje na różnorakie tematy a przy okazji robiąc swoje.
Bruki rodzą się… może nie tyle powoli, co długo nie widać efektów, bowiem, zwłaszcza przy skomplikowanym układzie, najwięcej czasu i sił zajmują same przygotowania. Praca jest cholernie ciężka i szczerze mówiąc, chybabym nie chciał w ten sposób na chleb zarabiać.
Kilka zdjęć dokumentujących postępy robót: