Category: DIY

Fajrant

Miała być dzisiaj ładna pogoda, a przynajmniej tak twierdziła wczorajsza prognoza. Dzisiejsza poranna prognoza już co prawda zapowiadała opady (i zważywszy na to, że od świtu za oknem lało jak z cebra, dziwne by było, gdyby nie), ale od południa miało być już pochmurno, ale sucho. Niestety. Pogoda jest świnia, ciągle leje za kołnierz, robić się nie da, więc w końcu szlag mnie trafił, robotę porzuciłem, a ponieważ dawno już nic nie pisałem, w ramach fajrantu siedzę i stukam. Trochę odsapnę, to pójdę sobie stukać w warsztacie, póki co zaś – podsumowanie.

Na pierwszy ogień – domek na kurzej łapce. No ten wykonany w zeszłym roku, tak w sumie to on jest na czterech łapach. Miał mieć okiennice. I jeden komplet już ma. Drugi komplet, podobnie, jak balustrady i kota na szczycie dachu  – też będzie miał. Kiedyś. (może w przyszłym roku?)

Czytaj dalej

Renament

Czas na kolejny renament – nie mylić z remanentem. Remanent to remanent, znaczenie można sobie sprawdzić w słowniku, jak ktoś nie wie, renament zaś to coś więcej, to zarówno nazwa czynności, jak i przede wszystkim wymówka. Wymówka, dlaczego sklep zamknięty, czy też dlaczego nowych wpisów nie ma. I o to właśnie chodzi 🙂

Zacznę od pergoli, bowiem jest to jedyny rezultat renamentu, który jest w 100% pozytywny. Pergola jest skończona, obsadzona różami i gotowa do zasiadania. Dodaję zdjęcie jeszcze bez róż, bo z tego całego zamieszania zapomniałem zrobić, potem podmienię:

Czytaj dalej

Pergola. Ale też 3D

Jako przerywnik od bojów z drukarką, krótka relacja z montażu pergoli:

Pergola ta ma za zadanie zamykać optycznie nasze areały, a jednocześnie stanowić bazę dla róż pnących, została sobie ona wymarzona przez mą małżonkę, w wymarzonej formie znaleziona na allegro i tamże zamówiona. Tyle mojego, że przyjechała w formie bezładnej sterty desek i deseczek, z jedynie na gotowo zrobionymi kratownicami. A ja to sobie jedne pół weekendu malowałem, a drugie pół – skręcałem. To co powyżej nie jest jeszcze kompletne, brakuje ozdobnych „krokwi” na dachu oraz wykończenia donic. Same donice też trzeba wypchać styropianem, uszczelnić folią i zasypać ziemią, dopiero wtedy będzie można odbębnić sprawę jako ukończoną. Co też, swoją drogą, byłoby małym cudem, bo zwykle w Domu w Lesie jest tak, że kolejne pomysły są robione tak w 80-90% i porzucane „na później” 😉
Ale tu jest szansa, donice wykończyć muszę, bo mi małżonka żyć nie da, jak nie będzie mogła róż wsadzić, a krokwie to już niewielka robota, po prostu wczoraj brakło mi i odpowiednio długich wkrętów i odpowiedniego zapasu siły.

Czytaj dalej

Moda na Sukc… tfu, na drukarkę, odcinek 3

Pierwsza z przesyłek czołgających się do mnie z Chin właśnie się doczołgała, dzięki czemu można było popchnąć prace okołodrukarkowe do przodu. Aktualnie mam właściwie kompletną mechanikę XYZ, brak jedynie krańcówek (kupiłem złe, muszę kupić dobre) i montażu stołu (z czym się nie spieszę, żeby nie przeszkadzał w obecnych pracach). Tak to wygląda obecnie (a ja, jak poprzednio, proszę o skupienie wzroku na pierwszym planie zdjęcia 😉 )

Czytaj dalej

Drukarka 3D – S01E02

Odcinek drugi drukarkowego story zaczynamy od strzału z grubej rury (przy czym uprasza się o skupienie wzroku na pierwszym planie, tak, wiem, że mam w warsztacie bałagan, ale jest to bałagan twórczy!):

Czytaj dalej

Drukarka 3D – sezon 1, odcinek 1

Po zapowiedzi z ostatniego wpisu (który, tym samym, należałoby traktować jako pilot serialu), czas na konkrety 🙂

Przez pierwszy tydzień wakacji byłem wraz z rodziną na krótkim urlopowym wyjeździe, po powrocie zaś już czekały na mnie pierwsze paczki:
Obudowa, wycięta z 10mm MDFu na frezarce CNC:

gotowa głowica „drukarska”, w nomenklaturze drukarkowo-3D’owej zwana „hot endem”:

Czytaj dalej

3D-printeriada

Na ogólnie rozumianą tematykę druku 3D to ja tak w ogóle jestem obrażony. Może nie śmiertelnie, czego dowodem niniejszy wpis, ale żal odczuwam i zacznę może od jego wylania. Otóż żal mój bierze się stąd, że sam pomysł technologii druku 3D, to ja sobie w ramach myślenia o niebieskich migdałach wymyśliłem daleko przed pojawieniem się takich drukarek w formie ogólnodostępnej i w czasach, gdy nawet wierny czytelnik Młodego Technika o takim cudzie nie słyszał (ciężko mi teraz zlokalizować to dokładniej w czasie, ale ostrożnie bym obstawiał przełom lat 80/90), w związku z czym obecnie uważam tą technologię za „moją” i ubolewam, że świat nawet o tym nie wie, że bezprawnie z cudzego pomysłu korzysta 😀
Druk 3D wymyśliłem niemal dokładnie tak, jak on obecnie wygląda, z dokładnością do całej idei plottera nakładającego warstwa po warstwie zespalający się materiał. Tyle mojego, że obecne drukarki cały czas jeszcze cieniują materiałami nakładanymi w kiepskiej rozdzielczości na gorąco bądź chemoutwardzalnymi, a nie wpadli jeszcze na zbudowanie drukarki w wymyślonej wtedy przeze mnie formie najbardziej zaawansowanej: wydruku robionego na poziomie atomowym, z pojedynczych cząstek materiału, przyspieszanych i nakierowywanych elektrostatycznie, „sklejanych” zaś normalnie siłami oddziaływań międzycząsteczkowych. Co prawda technologia taka rodzi kilka problemów do rozwiązania (choćby energetycznych, co mianowicie miałoby się stać z energią przyspieszonej cząstki po jej wstrzeleniu na pozycję), ale to drobiazgi są. W każdym razie, jeśli coś takiego się na świecie pojawi, to uprzejmie proszę o niezapominanie o mnie tym razem 😉 Bo fakt, że wtedy, te 25 lat temu swego pomysłu nie tylko nigdzie nie opublikowałem, ale nawet nie opisałem w Tajnym Zeszycie „Moje Wynalazki” nie zmienia faktu, że on jest mój i koniec!

Czytaj dalej

Rakietowe szlaki

O rakietach miało być, ale jakoś się nie składało do tej pory. Zatem będzie hurtem. Ale najpierw, na zachętę – platforma startowa wraz z zatankowaną i gotową do startu rakietą na stanowisku, gotowa do odpalenia:

I tak, wiem, że ta rakieta bardziej przypomina butelkę po mineralce, niż rakietę, ale uwierzcie, to JEST rakieta. Naprawdę, nie stateczniki i aerodynamiczny czubek robią z rakiety rakietę 🙂
Rakieta jest napędzana wodą wyrzucaną przez zgromadzone w butelce sprężone powietrze. Cała sztuka wystrzelenia takiej rakiety sprowadza się własnie do tego: jak to powietrze tam wpompować do odpowiedniego ciśnienia.

Czytaj dalej

Domoticz – odkrycie roku

Pogody brak, ciągle leje, w krzyżu strzyka, niewiele się robi, to i niewiele się pisze, ale o jednym muszę.

Powoli, powoli, ale skutecznie ciągnę temat nawadniania i na tapetę wszedł wreszcie jakiś sterownik do tegoż. Platforma, w oparciu o którą sterownik miał być zbudowany to już z dawna anonsowany Raspberry Pi, zagwozdką jednak się okazało, co na nim postawić, by działało to jak należy. Napisać soft od zera, jak to do tej pory robiłem – w przypadku malinki trochę nie czułem się na siłach, chciałem więc bazować na gotowych rozwiązaniach rozwijanych w sieci. Hardware póki co zostało podłączone prowizorycznie:

Zasilacz z częścią wykonawczą po lewo, był juz omawiany, po prawo prowizorycznie zawieszona i podłączona malyna 🙂

Początkowo próbowałem swoje nawodnienie ogarnąć przy pomocy projektu nettemp, nie leżało mi to jednak jakoś. Odkryciem wielkim zaś okazała się być podsunięta mi przez kolegę czeska myśl techniczna – otwarty projekt automatyki domowej: Domoticz 😀

Czeska myśl techniczna – stwierdzenie to może wywoływać uśmieszki i kojarzyć się z czeskim filmem raczej, ale w tym wypadku zupełnie niesłusznie, Domoticz to prawdziwa re-we-la-cja!!!! Ja go dopiero zaczynam poznawać, ogromnego mnóstwa rzeczy o nim nie wiem i wciąż borykam się z podstawami podstaw, ale nawet w ramach podstaw udało mi się zrobić coś takiego:

Domoticz_-_Google_Chrome_2016-05-17_12-18-07

Czytaj dalej

Renament

(nie, nie ma błędu. „Renament” podobnie, jak „Wyszłem do biura”, to stałe związki frazeologiczne, pochodzące z tekturek wywieszanych na sklepowych drzwiach w zamierzchłych czasach 😉 )

Trochę zaszłości się pojawiło do wyjaśnienia, na co pora jest tym bardziej właściwa, że coś mi ostatnio kolano szlag trafił i i tak niczego większego nie mogę robić, w zasadzie, jak mi ortopeda zalecił, mam zakaz klęczenia. Co jest tym bardziej przykre, że właściwie wszystkie prace, jakie miałem zaplanowane na nadchodzący okres, klęczenia wymagają: kostka przed śmietnikiem, krawężnik, cembrowina wokół klombu, nawodnienie skończyć, wylewka na tarasie, płytki potem… no szlag by to!!!!. Ale do rzeczy:

Czytaj dalej

Page 5 of 8« First...«34567»...Last »

Archiwum

  • 2021 (3)
  • 2020 (2)
  • 2019 (8)
  • 2018 (9)
  • 2017 (24)
  • 2016 (66)
  • 2015 (39)

Wyszukiwanie

Licznik odwiedzin

0381705
Visit Today : 65
Hits Today : 125
Total Hits : 1224599
Who's Online : 2