Tak króciutko tylko:
Piszę sobie właśnie soft do opisywanego niedawno „garażonatora” i przed chwilą sam się uśmiałem z tego, co mi wyszło. Poniżej jest zestaw instrukcji warunkowych mających rozróżniać możliwe stany, w jakich znajduje się brama wjazdowa. Same instrukcje nie robią jeszcze nic, po prostu jest ich komplet:
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 | 'Brama wjazdowa If Brama_open <> Brama_open_t Or Brama_close <> Brama_close_t Then 'sprawdzamy, czy stan się zmienił If Brama_open = 1 And Brama_close = 1 Then 'brama w położeniu nieustalonym End If If Brama_open = 0 And Brama_close = 1 Then 'brama otwarta End If If Brama_open = 1 And Brama_close = 0 Then 'brama zamknięta End If If Brama_open = 0 And Brama_close = 0 Then 'brama w dziurze czasoprzestrzennej End If End If |
Jak widać, oprogramowanie przewiduje wszystkie możliwe możliwości. Również i taką, gdy brama będzie jednocześnie otwarta i zamknięta, nie mam tylko jeszcze pomysłu, co ma wtedy zrobić kontroler. Wezwać Enterprise na pomoc?
PS: tak, stan „brama wyniesiona przez cyg… TFU! nieznane osoby o smagłej cerze” też jest przewidziany, zawiera on się w pierwszym warunku: „brama w położeniu nieustalonym. 😉
Za sprawą zamieszczonego ostatnio przepisu na amatorskie płytki „całkiem jak z fotochemii” ruch na stronie mi się zrobił taki, że nawet dla serwera hostingowego okazało się to sporym zaskoczeniem (strona padła sobie niedługo po zamieszczeniu tamtego wpisu). Ewentualnie, jak jeden z kolegów z pl.misc.elektronika stwierdził – przerażeni wizją spadających na łeb obrotów producenci tanich laminatorów próbowali interweniować
„Trzymanko” to jedne z licznych słów stworzonych przez Wyjątka niedługo po tym, jak huncwot zaczął mówić, idealnie opisujących przedmiot, które miały opisywać i w związku z tym na stałe włączonych do naszego języka codziennego. Tytułowym trzymankiem zająłem się w oczekiwaniu na wycinanki do drugiej edycji wytrawiarki, a konkretniej, zatroszczyłem się o jakieś zamocowanie halogenowego żarnika mającego pełnić rolę grzałki w szklanej rurce, która będzie jej obudową.
Uprzedzając ewentualną krytykę wyrażoną wprost, bądź mamrotaną pod nosem, przy okazji stukania się w czoło – tak, wiem, że to, co opisuję poniżej to armata na wróble, złocona szczotka do mycia… sanitariatów i generalnie duży przerost formy nad treścią, ale cóż. Panowie mają różnorakie hobby. Na mecze nie chodzę, wódki nie piję, innych tradycyjnych męskich rozrywek, których nie śmiem precyzować też nie używam, to mogę się choć pobawić tego typu drobną twórczością? Mogę? 😉
Trzymanko w formie wydzierganego w Cadzie (solid edge) projektu:
No niestety, nachwaliłem się, nazapowiadałem, więc wypada choć napisać, co z tego wyszło. Miała być wytrawiarka nad wytrawiarkami, na widok której płytki same będą trawić. W skrócie powtarzając to, co wcześniej pisałem („coś z niczego„), chciałem zbudować wytrawiarkę z mechanicznym mieszaniem roztworu trawiącego, rzecz wydawała się bezproblemowa, z wirnikiem napędzanym za pośrednictwem sprzęgła magnetycznego. Próby (pokazane w tamtym poście) wypadły wielce obiecująco.
Odebrałem właśnie przesyłkę z poczty. I odkąd ją rozpakowałem, minę mam jak kot nad miską śmietany 🙂
Nic więcej nie piszę, uważni czytelnicy (zwłaszcza ci zorientowani elektronicznie) i tak się domyślą, zwłaszcza, że niedawno o tym pisałem, jak poskładam do kupy, to opiszę dokładniej 🙂 A póki co, już nie mogę się doczekać poświątecznego lenistwa, kiedy to planuję składać rzecz do kupy. Już jako dzieciak uwielbiałem zestawy do sklejania modeli z plastiku 😀 , tylko te NRDowskie z moich czasów nie były aż tak dokładnie spasowane 🙂
Przy okazji ostatniego wpisu n/t czyszczenia syfonu w kotle niestety, zbyt szybko odtrąbiłem sukces i spocząłem na laurach, sprawa się okazała nie taka prosta. Jakoś z godzinę po napisaniu tamtego tekstu i wciśnięciu „wyślij”, wszedłem do kotłowni, by po raz kolejny się upewnić, czy nie kapie no i niestety. Kapało. Przyznam, że chwilę zwątpienia wtedy przeżyłem, złapałem za telefon i zadzwoniłem sobie do zaprzyjaźnionego guru d/s kotłownii, a Junkersa w szczególności, mówię jak jest, że ciekło, że syfon pełen syfu, teraz wyczyszczony, drożny, a cieknie dalej, co robić, panie Rapczyn, jak żyć?
Ciekaw jestem, czy komuś jeszcze przyszło do głowy, by w dobie żarówek-ledówek dostępnych w cenie poniżej 10zł za sztukę robić własne 😉 Bo ja właśnie, korzystając z wolnej chwili machnąłem sobie taką. Póki co istnieje czysto wirtualnie, ale jak mi tylko z Chin przypłynie worek ledów (~3$ za 100szt. półwatowych „warm-white”), zrobię, to pokażę działające.
Ściany naszego domu są pomalowane już równych pięć lat. Wyglądają zaś, zwłaszcza miejscami, jakby były malowane nie pięć lat temu, a conajmniej piętnaście. A w międzyczasie przebywała pomiędzy nimi na codzień ekipa węglarzy. Jest to, nie bójmy się tego wprost powiedzieć, w dużej mierze zasługa naszych dzieci kochanych, które wbiegając prosto z dworu, z zabaw błocie dajmy na to, lecą biegiem do łazienki, bo bardzobradzobardzo muszą i po drodze, czarrrrną łapą na oślep klepią w okolice wyłącznika, bo za którymś razem na pewno się trafi. Nie, nie pokażę, jak wyglądają okolice tegoż wyłącznika (od oświetlenia parterowej łazienki), wstydzę się.
W dzisiejszym repertuarze: sztuka dramatyczna oparta na autentycznych wydarzeniach:
„Wyjście z Poślizgu„