Wspominałem jakiś czas temu konieczności wymiany siatki ogrodzeniowej na tyłach Domu w Lesie, bowiem dotychczasowa przestawała już coraz bardziej spełniać swą zasadniczą funkcję (i takie dziki dajmy na to przechodziły pod nią jak chciały):
PS: wszyscy zdrowi. Szkody wbrew pierwszemu wrażeniu są bardzo niewielkie, ot 1/3 drzewa sąsiadów (to, co widać, to jest jedna gałązka, tyle, że dorodna), jedno zdemolowane przęsło ogrodzenia, pergola bezproblemowo dała się postawić do pionu, jakieś nadłamane gałązki w różach tylko.
Gdy wczoraj w ostatnim wpisie na temat rolety pisałem słowa „jeśli z jakichkolwiek powodów będę jeszcze tą roletę demontował (bo np. po dwóch dniach używania się rozsypie), wymienię te elementy na dłuższe, projekt już poprawiłem” tak sobie nawet myślałem, że robię co mogę by zapeszyć. Ale stwierdziłem wtedy, że niech się dzieje wola Nieba, czy kto tam decyduje w sprawach technicznych, co ma być to będzie, jeśli projekt jest zły, to się spsuje, a jeśli zły nie jest, to będzie dobrze.
Dziś miał miejsce Wielki Dzień! Roleta po raz pierwszy podniosła się sama, bez przypominania komukolwiek, dopytywania się, czy podnieśli, narzekania, że znów się zacięło i nie chce opaść i tym podobnych. Roleta z cichutkim warkotem uniosła się sama, równo o wschodzie słońca, o godzinie 4:24 co można zauważyć na poniższym obrazku pokazującym „przycisk” rolety w Domoticzu wraz z datą i godziną jego ostatniej aktywności:
– Kuba?
– Cooo?
– Jak będziesz szedł na górę, to spuść roletę!
– Dooobra!
Za pół godziny:
– Kubaaa?!
– Cooo?
– Spuściłeś tą roletę?
…..
– No tak, czy nie??!
– Jeszcze nie, zaraz spuszczę!
Po 20 minutach:
– NO I CO Z TĄ ROLETĄ????
-ZAAAARAAAAAZ!!!!
I tak codziennie, w różnych odmianach, doskonale znanych rodzicom dzieci, zwłaszcza dzieci dobiegających już nastoletniości, przeplatanych jeszcze ustawicznymi walkami z roletą w wykonaniu tych domowników (khem khem, pingwiny, chodzi o pingwiny, khem khem), którzy nie potrafią zapamiętać, że oryginalna nasza roleta jest badziewiem, w którym łańcuszek trzeba ciągnąć pionowo w dół, nie do siebie i zwłaszcza nie w bok, bo wtedy łańcuszek spada z rolki i/lub się kleszczy.
Tak nas jakoś wzięło ostatnio z małżonką na naturyzm. Ale nie, spokojnie, naturyzm w naszym wykonaniu nie polega bynajmniej na wyleganiu się małżeństwa w wieku…. powiedzmy, średniawym na podwórku w niekompletnym odzieniu, nasz naturyzm jest bardziej adekwatny do realiów. A realia u nas – leśne takie raczej. Dom położony w lesie, widok z okien na las, za ogrodzeniem las dalej się ciągnie, to i aż się chce czasem do tego lasu wychodzić. No bo wiadomo, las to las, jest gdzie pobiegać, jest gdzie pokrzyczeć, śmieci wywalić, ognisko jakieś – no jak to w lesie, wiadomo, potrzeby są liczne 😉
Na początku była pustka. I mężowskie obietnice (te z kategorii, ze jak mąż obiecuje, że zrobi, to zrobi i nie trzeba mu co pół roku przypominać! Szlag!). Pustka owa miała postać niezabudowanej przestrzeni pod skosami naszej sypialni, która to przestrzeń od samego początku miała być zabudowana meblami tamże wstawionymi, meblami specjalnie wykonanymi tak, by pod owe skosy pasować. Wystarczyło poczekać raptem kilka latek i proszę, voilla, sdiełano:
Zaczynając serial o ESP8266 odgrażałem się, że będę robił na nim nową wersję automatyki domowej, bowiem moja obecna, której fragmenty są opublikowane w „Moje projekty” technologicznie jest zabytkiem kwalifikującym go do muzeum techniki. Powstała co prawda nie tak znów dawno temu, ale już wtedy była oparta o dość przestarzałą technologię i przede wszystkim jej ograniczeniem jest język programowania, w którym się specjalizowałem, a w którym, niestety, niewiele można. Jednakże obecna automatyka jest, działa, sprawdzona, niezawodna, po co ruszać? A po co fani motoryzacji marzą o nowym, lepszym aucie mimo, że stare jest cały czas dobre? Po co wędkarzowi nowa superduperwędka z nanorurkowych włókien opracowanych specjalnie dla stacji kosmicznych, skoro dokładnie taką samą rybę można złapać na starego bambusa? Po co audiofilowi nowe marmurowe podstawki pod przewody zasilające (z dodatkową gąbką [naturalną!] tłumiąca wibracje, dzięki czemu od przewodów zasilających wibrujących w polu magnetycznym ziemi nie przenikają nam zakłócenia), skoro ledwo skończył spłacać kredyt po zakupie specjalnych przewodów całkowicie odpornych na przenikanie jakichkolwiek zakłóceń (15000zł/szt. w promocji)?
Ano właśnie… Czytaj dalej
No dobrze, po małej przerwie spowodowanej różnymi czynnikami czas na obiecany temat związany z podstawami kodowania 🙂 Ale najpierw będzie ilustracja, tym razem nie zdjęcie z netu, tylko moje własne: płytka stykowa z prototypem szkieletu nowej, lepszej wersji automatyki domowej:
Kun brak, za to pojawił się nowy, trochę groźniejszy przeciwnik, niestety wygląda na to, że kuny zdobyły sojusznika. Ale cóż, na broń pancerną też się znajdzie sposób….