W zeszłym tygodniu pisałem, gdzie grawerkę kupić i jaką kupić. Co prawda wpis zakończyłem podsumowaniem, że nie wiem, gdzie i kupujący ma sobie sam wybrać, jaką, ale mam mimo wszystko nadzieję, że choć trochę pomogłem.
Dzisiejszy wpis będzie więc dla tych, którzy zakupu już dokonali i chcą wiedzieć co dalej. Ewentualnie dla tych, którzy jeszcze nie kupili, ale chcą wiedzieć, czego się spodziewać zaraz po. Tak czy tak zapraszam do lektury 🙂
Laserowa grawerka jest fajna. Laserowa grawerka jest nawet bardziej, niż fajna, jest w moim osobistym rankingu, drugim najlepszym osiągnięciem mojej warsztatowej techniki, zaraz po drukarce 3D. I skojarzenie z drukarką 3D, które mi tu się nasunęło jest o tyle na miejscu, że sprawa z taką grawerką wygląda całkiem podobnie, jak wyglądała z drukarką tych kilka lat temu, gdy robiłem swoją: obecnie drukarkę można kupić gotową i całkiem niezłą za w miarę nieduże pieniądze, wtedy jednakże wybór był prosty: wykładasz na stół 3-4 tysiące złotych na gotową, albo za połowę tej kwoty robisz własną.
Z grawerką sprawa wygląda podobnie, tylko kwoty są inne: albo wykładasz >5k (lepiej >10k) na porządną, profesjonalną maszynę, albo… albo kupujesz K40. I o tym będzie ten odcinek.
Jestem z pokolenia wychowanego na serialu „Kosmos 1999” i oglądanych z zapartym tchem w kinie filmach typu kultowe do dziś „Gwiezdne Wojny”, czy zapomniane już ździebko azjatyckie produkcje w stylu „Gamera”. Oczywiste jest więc, że jako dzieciak miałem w swojej zbrojowni zaraz obok pepeszy (z patyka) i automatycznego pistoletu (blaszana „Precyzja”) ze dwa albo trzy karabiny laserowe. Co najmniej tak skuteczne, jak ten ze stopklatki ze wspomnianego serialu „Kosmos 1999”: