Laser K40 – kupiłem i… i co?

W zeszłym tygodniu pisałem, gdzie grawerkę kupić i jaką kupić. Co prawda wpis zakończyłem podsumowaniem, że nie wiem, gdzie i kupujący ma sobie sam wybrać, jaką, ale mam mimo wszystko nadzieję, że choć trochę pomogłem.

Dzisiejszy wpis będzie więc dla tych, którzy zakupu już dokonali i chcą wiedzieć co dalej. Ewentualnie dla tych, którzy jeszcze nie kupili, ale chcą wiedzieć, czego się spodziewać zaraz po. Tak czy tak zapraszam do lektury 🙂

Może jeszcze zanim kupimy, warto zastanowić się poważnie, gdzie nasze cudo będzie stało. Bo niestety nie jest to proste zadanie. Sama grawerka niepozornie wygląda na zdjęciach, ale jest to spore bydle, jej poziome wymiary to 50x80cm, z oryginalnym wentylatorem (tym gównianym) musi być dodatkowo odsunięta od ściany o minimum 17 cm (przeróbkami da się to zredukować do 8-10cm), nad blatem musi być 65cm miejsca w pionie. Gdzieś obok grawerki musi być miejsce na kubeł z wodą chłodzącą. No i całość musi mieć zapewnioną sprawną wentylację: możliwość wpięcia rury spalinowej do kanału wentylacyjnego, wywalenia jej za okno, dorobienie do okna wywiewnika (dużego) albo wykucie na przestrzał dziury w ścianie na zewnątrz. Będę o tej wentylacji pisał jeszcze póki co tylko zaznaczam, że jest to bardzo ważne, nie da się tematu przeskoczyć ze statusem „jakoś to będzie”. Zatem jeszcze raz:

  • miejsce na grawerkę (DxSxW: 80x60x65)
  • miejsce na wiadro bądź kubeł z wodą do chłodzenia
  • możliwość sprawnego wywiewu spalin poza pomieszczenie

Grawerkę warto na czymś postawić, wiadomo, w przykucu ciężko się pracuje. Tu są różne patenty, ludzie robią do grawerek podwozia z profili, całkiem ciekawie zaaranżowane stoliki, z miejscem na chłodzenie lasera pod grawerką, jest to całkiem niegłupie rozwiązanie, ale moje cudo zamieszkało po prostu na istniejącym już warsztatowym meblu, na jego blacie.

Głębokość blatu trochę na styk (na zdjęciu jest ok, ale z oryginalnym wentylatorem było na styk) i w związku z tym moją pierwszą przeróbką było usunięcie kółek, w które oryginalnie maszyna jest wyposażona. Nie mam zielonego pojęcia, po co one są, przesuwania urządzenia niespecjalnie ułatwiają (jest leciutkie), za to z pewnością ułatwiałyby jego zrzucenie na ziemię. Kółka są mocowane na śrubie, wystarczy odkręcić nakrętki i w to miejsce wstawić typowe nóżki meblowe „z gwintem”, do kupienia w każdym kibelmarkecie.
Jak już będziemy w tym kibelmarkecie, w dziale z okuciami meblowymi, to warto się rozejrzeć uważniej, w tej samej alejce powinna się znaleźć jeszcze jedna rzecz, która się nam przyda: sprężyna gazowa meblowa, w najmniejszym rozmiarze, jaki się znajdzie (moja ma 18cm w stanie rozsuniętym i jest idealna). Jest to druga przeróbka, jaką zrobiłem od razu: klapa grawerki oryginalnie ma taki nożycowy ogranicznik, strasznie toporny, kleszczący się, zacinający, lepiej go natychmiast wywalić, a w to miejsce zamontować taką sprężynę – ogromna poprawa. 

Te dwie przeróbki to jednak czysta kosmetyka. Zacząłem od nich opis, bo… bo sam od tego zacząłem, po dostarczeniu grawerki jednakże warto zacząć od czegoś ważniejszego, zanim się ją po raz pierwszy włączy. Od sprawdzenia geometrii. 

Geometria

Grawerki przychodzą krzywe. Wszystkie. Nie jestem ekspertem, swoją mam raptem dwa miesiące, więc może nie powinienem się tak autorytatywnie i wszystkowiedzącym tonem wypowiadać, ale uwierzcie, przed i po zakupie naczytałem się mnóstwa historii innych użytkowników z całego świata i tego akurat jestem pewien.  

Zanim jednak przejdziemy do regulacji, warto nasze cudo przy okazji rozpakowywania uważnie obejrzeć. Po pierwsze pudło, w którym przyszła: odwrócić, potrząsnąć, obstukać, zajrzeć w kartonowe zakamarki. Jest wielka szansa, że znajdziemy w ten sposób trochę wkrętów i nakrętek. U mnie znalazło się chyba z pięć i wszystkie okazały się mieć swoje miejsce 🙂 Zdzieramy wszystkie zabezpieczenia, folię ochronną z pulpitu, papier zabezpieczający pleksę z drzwiczek (w tym celu najlepiej tą pleksę odkręcić, wtedy papier zerwiemy jednym ruchem, bez odkręcania trzeba go mozolnie wycinać). Po otwarciu komory lasera wywalamy gąbki zabezpieczające tubę i sprawdzamy, czy nie jest przesunięta zbyt mocno w stronę lustra

Powyższe zdjęcie przedstawia komorę tuby lasera, lustro o którym mowa jest po prawo. Między końcem tuby a lustrem powinien być luz, choć z centymetr. Bywa jednak, że tuba w transporcie się przesunie i oprze o lustro, należy ją wtedy cofnąć (luzując mocowania). Przy okazji warto się upewnić, czy sonda czujnika temperatury jest na pewno przyczepiona do wężyka wody chłodzącej, ma to wyglądać tak, jak na zdjęciu, w zielonym kółeczku. Pełen profesjonalizm: sonda jest przypitolona taśmą izolacyjną. I tak ma być!

Teraz obracamy grawerkę, bierzemy coś, co ma dobry kąt prosty. Kątownik, szkolną ekierkę, książkę od majmy… cokolwiek. I sprawdzamy na początek prostopadłość ramy:

Zdjęcie z mojej grawerki, robione już po pewnych przeróbkach, więc proszę się nie dziwić, że wnętrze wygląda jakoś inaczej. Rama jest ta sama. I ma być prostopadła. U mnie była, ale różnie z tym bywa, jak nie jest – trzeba kombinować. Czasem wystarczy poluzować jej mocowanie (od spodu) i naciągnąć, bywa niestety i tak, że trzeba całą zdemontować i złożyć od nowa, u kolegi z FB potrzebne było nawet podszlifowanie jednego boku ramy, bo był dłuższy.

Jak już to jest proste, to bierzemy się za oś Y – ta jest krzywa zawsze. Czasem trochę, czasem jak licho, ale prostować ją musi każdy:

Ma być prostopadła do boku. Albo jak kto woli (w ten sposób widać bez kątownika) równoległa do tej czarnej maskownicy, której jeden koniec widać na wcześniejszym zdjęciu. NIestety, chyba nigdy nie jest. Tu korekta jest łatwa: odkręcamy tą czarną maskownicę (tylko dwa wkręty, śmiało), pod spodem jest wałek silnika osi Y, przy silniku sprzęgiełko łączące wałek z osią silnika. Sprzęgło trzeba poluzować (wystarczy jedna strona, ale wszystkie cztery wkręty):

Jak już są poluzowane, to belkę osi Y można złapać ręką i wyprostować metodą profesjonalnego ciągnięcia „siłom”. Na ogół tyle wystarczy, przy poluzowanym sprzęgle, jeśli oba wałki mogą się obrócić względem siebie, owa siła nie jest potrzebna wielka, ot wyprostować trzeba i tyle. Wyprostowane skręcić na powrót i zapomnieć. Grawerki cały czas nie włączamy! Nie wolno nam tego zrobić, póki nie zapewnimy tubie lasera właściwego chłodzenia. Bez chłodzenia nie wolno go włączyć. Nawet na sekundkę, żeby tylko sprawdzić, czy działa – też nie.Cierpliwości!

Chłodzenie

To jest temat na tyle pojemny, że zastanawiałem się, czy z tego nie zrobić osobnego wpisu. Ale zróbmy tak: tu napiszę, co być musi i co sam w temacie zdążyłem się dowiedzieć, a jak będzie trzeba, to może kiedyśtam temat rozwinę.

Sprawa jest taka: laser naszej zabawki ma 40W mocy w strumieniu lasera. A mocy elektrycznej pobiera 200W. Zatem wychodzi na to, że 160W mocy jest zamieniane na ciepło. I musi być bardzo skutecznie odprowadzane, bowiem laser CO2 tym gorzej pracuje, im ma cieplej. A jak ma za ciepło, to zaczyna pracować gorzej w sposób… powiedzmy permanentny. A nowa tuba lasera droga. I żeby było jasne: pisząc „za ciepło” nie mam na myśli parzącej tuby i dymiącej blachy ba obudowie. Tuba, która ma za ciepło, to tuba rozgrzana powyżej 20-25 stopni (nie zgłębiałem teorii działania lasera CO2, ale z tego, co kojarzę, jakieśtam przemiany mają w gazie zachodzić i one nie lubią jak jest za ciepło). Więc, jak widać, rzecz nie jest wcale prosta.

K40 jest sprzedawana z dwoma niezbyt długimi miękkimi wężykami wychodzącymi z tyłu obudowy (patrz zdjęcie na początku wpisu), wyposażonymi w opisy, który „wchodzący” (inlet), a który wychodzący (outlet). Do zestawu jest dołożona prosta, maleńka pompka „fontannowa”. Do kompletu potrzebujemy jakiegoś pojemnika z pokrywką zdolnego do pomieszczenia minimum kilkunastu litrów wody i tyle. Najprostsze chłodzenie naszej grawerki może wyglądać właśnie tak:

Wężyk „Inlet” podłączony do króćca wylotowego pompki (powinien być w zestawie, należy go tylko przykręcić, pompka może w zestawie mieć też zbędne u nas szersze króćce), pompka oczywiście utopiona w wiadrze (ma przyssawki, można ją przykleić do dna), wężyk outlet powinien się też kończyć w wiaderku, z końcem zanurzonym w wodzie – można oba wężyki spiąć trytytką, by uniknąć przypadkowego wysunięcia się. Albo pokombinować, u mnie wężyki są trzymane przez zwyczajne dławiki kablowe, do kupienia w „elektrycznym”, sam przewód pompy też przeciągnąłem przez przepust przewodów „meblowy” – ot tak, by wiadro mogło być na codzień zamknięte szczelnie i by do środka kurz i warsztatowy pył nie wpadał.

Wiaderko należy wypełnić wodą. Minimum 10l, lepiej (jeśli jest miejsce) więcej, wiaderko nie może być pełne, ponieważ bywa, że będziemy do niego wkładać różne dodatkowe rzeczy. Jaka to ma być woda? Tu krążą po sieci różne teorie, bywa, że niestworzone. Prawda jest taka, że może to być nawet kranówa, z tym, że nie jest to zalecane. Kranówa bywa twarda, minerały zawarte w kranówie będą się osadzać wewnątrz tuby lasera, ze zgubnym dla niej skutkiem. W kranówie o wiele łatwiej zaczną nam rosnąć glony, a zagloniona na burozielono tuba też nie jest chyba upragnionym widokiem. Nie musi to być woda destylowana (choć jeśli ktoś ma dostęp to czemu nie), w zupełności wystarczy woda demineralizowania, do kupienia na każdej stacji benzynowej i w sklepie z chemią gospodarczą, w cenie kilku złotych za baniaczek 5l. Ponieważ w wodzie demineralizowanej glony z czasem też mogą zacząć narastać, do takiej wody wystarczy dodać środka glonobójczego (podobno jest coś takiego, nie próbowałem), bądź… kilka kropli płynu do mycia naczyń. I w ten sposób mamy najprostszy, prymitywny system chłodzący, który wystarczy przez większą część roku. 
Jeszcze w temacie wody chłodzącej – zapewne wielu osobom przyjdzie tu do głowy pomysł zalania tej instalacji nie wodą, a płynem typu „Borygo”, bo wydawać by się mogło, że będzie lepszy, a z powodu kolorowego zabarwienia na pewno „ładniejszy” 🙂 Otóż nie. Borygo jest bardzo dobre z wielu powodów, a najważniejszym z nich jest możliwość pracy w ujemnych temperaturach. Więc jeśli planujemy trzymać grawerkę w nieogrzewanej szopie, to tak, być może borygo nie będzie takim złym pomysłem. W każdych innych warunkach jednak nie ma to większego sensu, ponieważ woda ma lepszą zdolność przenoszenia ciepła.

A co zrobić, gdy zachce nam się grawerować w środku lata, akurat w dziki, 30 stopniowy upał, bądź grawerowania będzie tyle, że temperatura wody zacznie przekraczać 25 stopni? Ano, na takie właśnie chwile warto mieć w domowej zamrażarce skitraną tajną butelkę PET 0,5-1l (albo dwie) pełną zamarzniętej wody. I warto przekonać małżonkę, że te butelki są naprawdę niezbędne, nawet jeśli muszą tam być kosztem jednej paczki mrożonek mniej 🙂 Tak, wiem, trudne do zrealizowania, ale jeśli już się uda, to mamy możliwość wykonania magicznej sztuczki: w razie potrzeby do naszego wiadra po prostu wstawiamy zamrożoną butelkę wody i już. 10l wody o temperaturze 30 stopni plus litr litr lodu o temperaturze -15 stopni  powinno dać w wyniku coś pomiędzy, zwykle akurat wystarczające grawerce do pracy.

I tu, proszę wycieczki, zatrzymamy się na stanie obecnym, a uruchommy na chwilę wyobraźnię. Bo brzmi to strasznie, prawda? Wiadro z wodą? Butelka z lodem? Jak zwierzęta? No przecie tu każdemu praktykującemu majsterkowiczowi musi się uruchomić kombinatoryka i zacząć kombinować: chłodzenie => chłodziarka => ogniwo Peltiera kupić, chłodzić, chłodzić!
Tak, przyznaję się bez bicia, w ten właśnie sposób natychmiast sobie wymyśliłem genialne superchłodzenie, zakupiłem peltiera sklejonego fabrycznie z blokiem wodnym, radiatorem i wentylatorem:

Wydajność chłodnicza przy doprowadzonej mocy elektrycznej 70W – wg sprzedawcy miało toto schłodzić 15l akwarium o 10 stopni. No to, zapominając kompletnie o różnicy między chłodzeniem stojącej wody w pewnie (w założeniu sprzedawcy) izolowanym termicznie zbiorniku od chłodzenia przepływającej wody grzanej na długim końcu, stwierdziłem, że nawet jak moje 10l schłodzi o połowę tego, to już będę w domu. I co? I jajco. Po pół godzinie, nawet przy wyłączonym laserze, czyli nic nie grzeje, tylko woda krąży w obiegu, peltier owszem, nawet się oszronił delikatnie. Ale woda w obiegu miała temperaturę niższą o 0,2 stopnia.

Potem, poniewczasie niestety, znalazłem temat rozwałkowany przez jakąś zdolną osobę po naukowemu. Gość wiedział, ile ciepła dostarcza laser, ile jest wody w obiegu, z jaką prędkością pompa wody pracuje, założył sprawność Peltiera na jakimś realnym poziomie i wyliczył. Różne rzeczy wyliczył, bardzo ciekawe. Jak np. to, że litrowa butelka zamarzniętej wody jest energetycznym ekwiwalentem mniej więcej pół godziny pracy grawerki. Albo, żeby ogniwem peltiera odebrać potrzebną moc, ogniwo musiałoby z zasilania pobierać nie 70W jak u mnie, a mniej więcej… 1200W. Tysiąc Dwieście Watów.

Do chłodzenia profesjonalnych grawerek laserowych używa się chillerów – takich kompaktowych chłodziarek, zbudowanych podobnie, jak lodówka sprężarkowa. I wtedy jest ok. Tylko, taki chiller kosztuje mocno powyżej 1000zł. Można też w sumie próbować coś takiego zrobić samemu, przyznam sie bez bicia, że nawet próbowałem na taką chłodziarkę przerobić osuszacz powietrza, efekty były całkiem obiecujące, ale cóż… znudził mi się temat, trochę go zarzuciłem. Będzie lato, będzie ciepło, może doń wrócę:

A wracając do tych gotowych chłodziarek „chillerów” jeszcze ostrzeżenie: osoby przeszukujące internety w tym temacie na pewno znajdą chłodziarki „do laserów” i dotrą do sprzedawanego w milionie odmian chillera CW3000, w Polsce sprzedawanego w cenie powyżej 1000zł, na Aliexpress możliwego do kupienia już chyba od 500zł. UWAGA – NIE KUPOWAĆ! Nie napalać się, nie cieszyć, bo niestety nie jest to złoty strzał, jest to pudło. I to dosłownie. Bardzo profesjonalnie wykonane, wyposażone w termometr metalowe pudło, mieszczące w środku… zbiornik wody, pompkę, wentylator i chłodnicę, taką zwyczajną z rurek. I tyle. Zdjęcie (pożyczone z forum cnc.info)  chyba pokazuje to wyraźnie:

Całe chłodzenie w tym cudzie odbywa się metodą dmuchania na radiator powietrzem. Powietrzem o temperaturze pokojowej. Więc choćby się ten wynalazek wściekł, poniżej temperatury pokojowej nie zejdzie. I choć może jest to ciekawa alternatywa dla wiadra z wodą, któe bez wkładów lodowych też daje po prostu temperaturę otoczenia, to jednak chyba drogie trochę no i w przeciwieństwie do wiadra z wodą, nawet pozbawione możliwości awaryjnego schłodzenia lodem. 
Prawdziwe, wyposażone w sprężarkową instalację chłodniczą chillery (CW5000 i podobne) kosztują minimum 2-3x tyle. Dla profesjonalisty, do profesjonalnego dużego lasera z pewnością wydatek wart poniesienia, ale dla amatora? Chyba nie warto.

Na zakończenie tematu chłodnictwa jeszcze jedna możliwość. Bo tak, wiadro z wodą i profesjonalne chłodzenie za 1500zł to nie są jedyne alternatywy. Jest jeszcze jedna. Mająca ogromne zalety, zwłaszcza w połączeniu z faktem, że grawerka pewnie będzie stała gdzieś w naszym warsztacie, w oddaleniu od reszty domu, gdzie możemy sobie w ciszy i spokoju doglądać pracującej maszyny (której NIE WOLNO w czasie pracy zostawiać bez opieki).

Taka mała (sprężarkowa!) lodówka wstawiona gdzieś w kąt warsztatu miałaby naprawdę wiele zalet. Różne… te, warsztatowe chemie można by tam trzymać, płyny wymagające przechowywania w chłodzie… i takie tam. I oczywiście broń boże żadnych awaryjnych słoików z sałatką, które się nie zmieściły w domowej lodówce, bo jak zezwolimy w drodze wyjątku na jeden, to za chwilę będzie ich tam dziesięć. A na święta okaże się, że w ogóle najlepiej, jakbyśmy to wiadro z wodą wyjęli, bo miejsca w lodówce na ważniejsze rzeczy nie ma 😀

Podsumowując: mamy grawerkę postawioną na swoim miejscu, z wyprostowaną geometrią, z podłączoną wodną instalacją chłodzącą. Czas zatem na ostrożne pierwsze włączenie. Ale o tym następnym razem.

This entry was posted in . Bookmark: permalink.

5 Responses to Laser K40 – kupiłem i… i co?

bajcik
Commented:  10 lutego 2021 at 00:08

Nasuwa się pytanie czy to ustrojstwo nie powinno stać na dworze, pod wiatą. Odpada oddymianie, chłodzenie, miejsca więcej, i pilnować trzeba mniej.
Sam myślę o stanowisku do spawania na zewnątrz i tak mnie się skojarzyło.

    Odpadnie Ci chłodzenie chłodzenia zimą, bo tuba zalana chłodziwem musi być, za to dojdzie problem z możliwym zamarznięciem wody w instalacji (fakt, można zalać Borygo), dodatkowo nie jestem pewien, czy zbyt niska temperatura też nie będzie problemem z uwagi na zbyt duży udar termiczny przy pracy lasera. No i latem przy >+25 jednak i tak będziesz miał problem.

Jacek
Commented:  12 listopada 2021 at 20:58

Fajny wpis. Mam identyczny laser i również kombinowałem z chłodzeniem aż w końcu wymyśliłem aby wykorzystać dystrybutor do wody na duże baniaki. Taki jak można czasami spotkać w urzędach.
Dystrybutor posiada chłodziarkę kompresorowa i można go kupić już od 50zl na olx 😉
Jest to chyba najtańsza i najskuteczniejsza opcja chłodzenia lasera.
Ogniwa Peltiera jednak nie zdają egzaminu chyba, że połączymy je w pakiety.

    Ja tego bloga znów zarzuciłem, ale temat chłodnicy do lasera oczywiście ewoluował, aktualnie w roli (bardzo fajnej, bo małej i kompaktowej, a przy tym wystarczająco skutecznej) chłodnicy pracuje u mnie kostkarka do produkcji kostek lodu. To też jest mała chłodziarka kompresorowa, jak by nie patrzeć 🙂

      Jacek
      Commented:  14 listopada 2021 at 22:40

      To też fajne rozwiązanie do chłodzenia lasera. Co do bloga to trafiłem tutaj przypadkiem szukając projektu trawiarki pcb. Proszę się nie przejmować zarzuceniem bloga. Wszyscy wiemy, że doby nie da się rozciągnąć, a każdy z nas ma swoje życie i nie zawsze jest na wszystko czas. Mam nadzieję, że uda sie Panu znaleźć też czas i na nowe wpisy, bo przyznam szczerze, że fajnie jest spojrzeć na pomysły innych ludzi. Czasami przy budowie własnych projektów rozwiązania innych pomagają uporać się z jakimś problemem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Archiwum

  • 2021 (3)
  • 2020 (2)
  • 2019 (8)
  • 2018 (9)
  • 2017 (24)
  • 2016 (66)
  • 2015 (39)

Wyszukiwanie

Licznik odwiedzin

0354687
Visit Today : 109
Hits Today : 171
Total Hits : 1159083
Who's Online : 2