Uprzejmie informuje się, że wbrew krążącym podejrzeniom nie zostałem aresztowany w wyniku niedawnego wpisu n/t mojej subiektywnej historii telekomunikacji, przydługa przerwa w prowadzeniu strony nie jest również spowodowana przez owych kolegów, których nie znam, wspominanych tamże. Sprawa jest prosta: urlop miałem. Urlop był wypoczynkowy, więc oczywiście rano (rano! Hejnał w radiu naprawdę nie jest wyznacznikiem pór dnia!) brałem się za robotę, a wieczorem padałem na twarz i nie w głowie mi była pisanina. Do historii telekomunikacji jeszcze wrócę, póki co zaś małe podsumowanie zmian wokół Domu w Lesie.
Miała być dzisiaj ładna pogoda, a przynajmniej tak twierdziła wczorajsza prognoza. Dzisiejsza poranna prognoza już co prawda zapowiadała opady (i zważywszy na to, że od świtu za oknem lało jak z cebra, dziwne by było, gdyby nie), ale od południa miało być już pochmurno, ale sucho. Niestety. Pogoda jest świnia, ciągle leje za kołnierz, robić się nie da, więc w końcu szlag mnie trafił, robotę porzuciłem, a ponieważ dawno już nic nie pisałem, w ramach fajrantu siedzę i stukam. Trochę odsapnę, to pójdę sobie stukać w warsztacie, póki co zaś – podsumowanie.
Na pierwszy ogień – domek na kurzej łapce. No ten wykonany w zeszłym roku, tak w sumie to on jest na czterech łapach. Miał mieć okiennice. I jeden komplet już ma. Drugi komplet, podobnie, jak balustrady i kota na szczycie dachu – też będzie miał. Kiedyś. (może w przyszłym roku?)