Czas na kolejny renament – nie mylić z remanentem. Remanent to remanent, znaczenie można sobie sprawdzić w słowniku, jak ktoś nie wie, renament zaś to coś więcej, to zarówno nazwa czynności, jak i przede wszystkim wymówka. Wymówka, dlaczego sklep zamknięty, czy też dlaczego nowych wpisów nie ma. I o to właśnie chodzi 🙂
Zacznę od pergoli, bowiem jest to jedyny rezultat renamentu, który jest w 100% pozytywny. Pergola jest skończona, obsadzona różami i gotowa do zasiadania. Dodaję zdjęcie jeszcze bez róż, bo z tego całego zamieszania zapomniałem zrobić, potem podmienię:
Jako przerywnik od bojów z drukarką, krótka relacja z montażu pergoli:
Pergola ta ma za zadanie zamykać optycznie nasze areały, a jednocześnie stanowić bazę dla róż pnących, została sobie ona wymarzona przez mą małżonkę, w wymarzonej formie znaleziona na allegro i tamże zamówiona. Tyle mojego, że przyjechała w formie bezładnej sterty desek i deseczek, z jedynie na gotowo zrobionymi kratownicami. A ja to sobie jedne pół weekendu malowałem, a drugie pół – skręcałem. To co powyżej nie jest jeszcze kompletne, brakuje ozdobnych „krokwi” na dachu oraz wykończenia donic. Same donice też trzeba wypchać styropianem, uszczelnić folią i zasypać ziemią, dopiero wtedy będzie można odbębnić sprawę jako ukończoną. Co też, swoją drogą, byłoby małym cudem, bo zwykle w Domu w Lesie jest tak, że kolejne pomysły są robione tak w 80-90% i porzucane „na później” 😉
Ale tu jest szansa, donice wykończyć muszę, bo mi małżonka żyć nie da, jak nie będzie mogła róż wsadzić, a krokwie to już niewielka robota, po prostu wczoraj brakło mi i odpowiednio długich wkrętów i odpowiedniego zapasu siły.
Pierwsza z przesyłek czołgających się do mnie z Chin właśnie się doczołgała, dzięki czemu można było popchnąć prace okołodrukarkowe do przodu. Aktualnie mam właściwie kompletną mechanikę XYZ, brak jedynie krańcówek (kupiłem złe, muszę kupić dobre) i montażu stołu (z czym się nie spieszę, żeby nie przeszkadzał w obecnych pracach). Tak to wygląda obecnie (a ja, jak poprzednio, proszę o skupienie wzroku na pierwszym planie zdjęcia 😉 )
Odcinek drugi drukarkowego story zaczynamy od strzału z grubej rury (przy czym uprasza się o skupienie wzroku na pierwszym planie, tak, wiem, że mam w warsztacie bałagan, ale jest to bałagan twórczy!):
Po zapowiedzi z ostatniego wpisu (który, tym samym, należałoby traktować jako pilot serialu), czas na konkrety 🙂
Przez pierwszy tydzień wakacji byłem wraz z rodziną na krótkim urlopowym wyjeździe, po powrocie zaś już czekały na mnie pierwsze paczki:
Obudowa, wycięta z 10mm MDFu na frezarce CNC:
gotowa głowica „drukarska”, w nomenklaturze drukarkowo-3D’owej zwana „hot endem”: