Za sprawą zamieszczonego ostatnio przepisu na amatorskie płytki „całkiem jak z fotochemii” ruch na stronie mi się zrobił taki, że nawet dla serwera hostingowego okazało się to sporym zaskoczeniem (strona padła sobie niedługo po zamieszczeniu tamtego wpisu). Ewentualnie, jak jeden z kolegów z pl.misc.elektronika stwierdził – przerażeni wizją spadających na łeb obrotów producenci tanich laminatorów próbowali interweniować
W każdym razie, żeby odrobinkę przewietrzyć atmosferę, przesiąkniętą ostatnio do cna oparami acetonu i rozpuszczalnika nitro, ciekawostka: warsztat mój ma już wszystkie elementy odróżniające porządny warsztat od składu z narzędziami. Ma brzęczące świetlówki na suficie (z od lat już zaplanowaną wymianą stateczników na elektroniczne), ma tabliczki behapowskie:
Jest też oczywiście i dyplom! Cechowego nie mam, powiesiłem więc pasującą tematycznie durnotę uzyskaną po zakończeniu jednego z licznych wyfasowanych w korpoświecie szkoleń (choć akurat to szkolenie było całkiem do rzeczy, na dużo głupszych bywałem, a z najgłupszego pod słońcem, w rodzaju szkoleń motywacyjnych Amwaya udało mi się uciec). Dyplom cały czas nie w ramkach, ale jest!
Jednego mi tylko brakowało: porządnej instrukcji stanowiskowej. Się bywało na szkoleniach BHP, to się wie, że bez instrukcji stanowiskowej to nawet ręki do młotka nie powinno się przykładać! 😉 A co dopiero stać przy maszynie. Porządnej instrukcji szukałem długo. Aż wreszcie znalazłem!
PS: choć szczerze mówiąc… brakuje mi na powyższym schemacie trytytek.
Dodaj komentarz