Czytaci, a zwłaszcza czytaci znający Świat Dysku Pratchetta zapewne skojarzą tytuł niniejszego wpisu. Nieczytatym już wyjaśniam, że O’Bóg to bóstwo samoistnie stworzone w odpowiedzi na liczne modły wiernych, połączone sytuacją (ciężki kac) i wymawianymi wtedy najczęściej słowami modlitwy: „o Boże!”. (…tak, wiem. Ale proszę pamiętać, że Pratchett był Brytyjczykiem, nie Polakiem). Bóg kaca w swej personifikacji cierpiał na wszystkie efekty uboczne kaca razem wzięte i za największego swego wroga uważał boga imprez i pijaństwa, który z kolei cieszył się wszystkimi pozytywnymi stronami wymienionych.
Nie, tym przydługim wstępem nie chcę zasugerować, że długi weekend spędziłem strasząc ceramikę łazienkową, a wcześniej bawiąc się do oporu. Chodzi mi bardziej o to, że przez ostatnie w sumie dwa tygodnie też chyba jakieś bóstwo stworzyłem. Tylko takie bardziej polskie bóstwo, mam wrażenie. Moje bóstwo z całą pewnością ma w swej opiece brukarstwo, ortopedię, niepogodę i Nową Zelandię. A i jeszcze jedną panią katechetkę, ale to już mniejsza. (O Nową Zelandię też mniejsza, tyle napiszę, że 2 maja pracując z domu musiałem się tam do nich dostać i zajęło mi to duuuuuuuóóóóuuużo czasu, dużo więcej, niż liczyłem).
O problemach z kolanem już wspominałem, tyle dodam teraz, że ortopeda oglądający je na USG jako pierwsze pytanie po przyłożeniu sondy do mej rzepki zadał:
– co pan, na grochu klęczał za karę?
– Nie, na betonie – ja na to.
– To co, na miesięcznicy pan był? – badanie było niedługo po 10 kwietnia.
Dalej sobie pogadaliśmy jak fachowiec z fachowcem o łożyskach ślizgowych i ich pracy w momencie, gdy bieżnia łożyska (panewka inaczej mówiąc) staje się chropowata i zniszczona, że nie wszystkie panewki da się wymienić (a przynajmniej nie w prosty sposób) i że należy nogę z gazu zdjąć. No trudno. Wolniej bo wolniej, ale jechać trzeba.
Długi weekend się zaczął, miałem nadzieję, że trochę zaległych prac nadgonimy. Klomb rozgrzebany czekał, trzeba go było wreszcie wymurować. Co z tego jednak, że trzeba, jeśli nad domem cały czas wisiała ta chmura, co się z Tygryskiem w Kubusiu Puchatku pokłóciła i całkiem jak nad Tygryskiem tamże, tutaj też tylko czekała, aż coś zacznę robić, żeby zacząć padać prosto na mnie?
W sobotę udało mi się podocinać cegły w trapezy (warunek ładnego ułożenia z nich okręgu), nawet zacząłem murować, potem jednak co za robotę się zabierałem, zaczynało padać. Klnąc na czym świat stoi chowałem się do domu – przestawało. Wychodziłem więc znów – leje. Chowam się – nie leje. Wychodzę – potop. Zdumiony zależnością wołam małżonkę. Ponieważ w tym celu wszedłem do domu, deszcz się uspokoił. Wychodzimy razem przed drzwi – rozpadało się. Wychylam się i złorzeczę w kierunku nieba – gradem sypnęło. Klnę w stronę nieba na czym świat stoi – grzmot w odpowiedzi! I to blisko jakoś… No jaja po prostu 🙂
Ale i tak byłem górą. Dla niepoznaki zabierałem się w domu za inną robotę i tylko czekałem, aż przestanie padać tak jakoś trwalej, wtedy ja szybko myyyk, z przygotowanym wcześniej wiaderkiem i choć parę cegieł domurowywałem, zanim się chmura zorientowała. I tak w paru podejściach udało mi się zrobić cały wieniec i połowę wierzchu.
Zdjęcia! Na początek wycinanie cegieł w trapezy. Do pomocy zbity z bardzo już nielicznych desek poszalunkowych szablonik, który mocno to ułatwiał, zarówno trzymając cegłę, jak i sugerując linię cięcia:
Klomb z wymurowaną już podstawą i samym początkiem wierzchu. Zdjęcie zrobione w trakcie ulewy, niedługo po wspomnianym gradobiciu (niestety, za późno przyszło mi do głowy, by rzecz uwiecznić), świeżo murowany wierzch przykryty folią, żeby mi zaprawy nie wypłukało, po lewej zaś cegły tak tylko rozłożone w ramach planowania.
O, a tyle mi się udało zrobić do wczoraj:
Do środka oczywiście zostanie zasypana ziemia. Znaczy, jak tylko tulipany wreszcie się zdecydują zakończyć okres godowy.
W tle widać nasadzenia małżonki, które w tym roku tak jakoś chętniej rosną. Znaczy, te, które przeżyły zimę, bo wyjątkowo liczne mnóstwo nam też wymarzło, m.in winobluszcz, który już ładnie zarósł całą jedną ścianę domu, szlag go trafił w całości i to wszystkie krzaki naraz 🙁
Uważne oko zauważy między roślinkami węże. Jest to rzecz jasna nawadnianie, świeżo rozłożone, więc jeszcze nie przerośnięte, niemniej pierwsza sekcja nawadniania już niemal gotowa do działania, zasilacz też już się robi, chciałbym, żeby jeszcze w maju zaczęło to działać, choć ręcznie sterowane i choć ta jedna sekcja.
Inny zagon, z wężami wyraźniej widocznymi:
Chodzi rzecz jasna o czarne węże, nie o zielony szlauch w głębi, który tak tylko sobie leży, w nieładzie. Są to węże kroplujące, co 33cm mają wstawkę, z której kropla za kroplą ciurka sobie woda, prosto w ziemię. Bez chlapania, rozprysków, dyskretnie i (mam nadzieję) skutecznie 🙂
I na zakończenie, ponieważ od boga kaca zacząłem, na podobnym klimacie skończę: Panie i Panowie, oto moja pierwsza, czysto testowa produkcja:
Wewnątrz balonu znajduje się… technicznie rzecz biorąc jest to najnormalniejszy w świecie jabcok bądź jabol, ponieważ jednak te obie nazwy owego szlachetnego i rdzennie polskiego trunku nabrały nie wiedzieć czemu znaczenia pejoratywnego i kojarzą się chyba bez wyjątku z winami typu Mamrot czy Komuna (i Ty możesz obalić komunę), obecnie wypada chyba użyć określenia „cydr”. Bo tak, to co w balonie, jest na razie pięknie fermentującym sokiem jabłkowym (tak po prostu sok „100%” z kartonika plus drożdże winiarskie). Jak tylko fermentacja się skończy, a wnętrze się sklaruje, zawartość zabutelkuję, postawię na refermentację i mam nadzieję, że już na dzień dziecka będzie można degustować 😀
Commented: 5 maja 2016 at 19:34
Klombik pierwsza klasa 🙂 W dalszym ciągu się o Wasze piszczele obawiam (zwłaszcza chłopaków, z tym że u nich to raczej chyba kolana), ale wygląda super.
Commented: 5 maja 2016 at 20:45
Oj co Wy z tymi piszczelami, tam jest szerokie przejście przecież. Pewnie, że jak się kto uprze, to zawadzi, ale skoro chodząc nie zawadzają (na ogół) o ściany czy drzewa, to i o to nie powinni 🙂
Commented: 8 maja 2016 at 08:07
sok z kartonika jakiś przeceniony? bo chyba bardzo kosztowny będzie ten cydr 🙂
trzymam kciuki za udaną fermentację 🙂
Commented: 8 maja 2016 at 10:29
Bez przesady, dwulitrowy karton soku jabłkowego to koszt 5-6zł nawet bez żadnych promocji, a szukając w biedronkach i tym podobnych można zejść nawet poniżej 2zł/litr. Koszt cydru w sklepie to od 8-10zł/litr w górę.
Fermentacja już się kończy, jeszcze kilka dni i będę zlewał (choć sam nie wiem, czy od razu do butelek, czy jeszcze postawię na cichą).