Lanie wody

Wspomniany ostatnio hydrofor jednak okazał się być nie taką prostą sprawą, jak się wydawało. Niby zasada działania hydroforu dla każdego technicznie rozgarniętego człowieka jest oczywista do bólu i nie powinno być żadnych problemów z samodzielnym wykonaniem, a jednak problem się pojawił. Problem z gatunku oczywistych, jak już się o nich wie. Jak się nie wie… to się człowiek dowiaduje, w trudzie i znoju. Cóż, taki już los osób, które się uparły, że coś chcą zrobić same, nawet ucząc się na błędach.

Oto i wspomniany hydrofor w obecnej fazie:

Widać pompę ze zbiornikiem, widać zespół presostatu. U góry i po prawo rury stanowiące połączenie z istniejącą instalacją kranów ogrodowych (dzięki czemu otwierając jedną wajchę albo drugą, mogę mieć albo w kranach ogrodowych wodę studzienną z hydroforu, albo do nawodnienia używać wodę z wodociągów, gdybym miał taką fantazję. Dalej, za trójnikiem jest reduktor z manometrem, za którym będzie już właściwa centralka nawadniania.

Po lewo od pompy zaś jest prowadząca do studni rura ssawna (niebieska), wyposażona w króciec do zalania wodą. Pompa taka bowiem do poprawnej pracy musi być utopiona w wodzie, powietrza nie zassie. Wymyśliłem sobie więc, że od rury wyciągnę kawałek ponad pompę, zakończę wygodnym zaworkiem, będzie wygodnie zalewać choćby konewką przez lejek (widoczny na podłodze).

Cóż, w teorii było to piękne. I zapewne działałoby pięknie, gdyby rura ssawna była ułożona na całej 20m długości ze spadkiem w stronę studni, wtedy wlewana przy hydroforze woda leciała by w dół napełniając rurę (na studziennym końcu jest zawór zwrotny, więc lana woda nie napełniałaby studni, tylko zostawała w rurze), a powietrze z rury wychodziłoby otwartym końcem aż do napełnienia.
Niestety, rów w którym jest ułożona rura kopany był na głębokość „tak gdzieś do połowy uda”, w dodatku studnia jest względem domu na lekkim wzniesieniu terenu, więc spadek jeśli nawet jest, to w drugą stronę, a bardziej prawdopodobne jest, że cała rura jest ułożona w góry i doliny. Skutek? Absolutna niemożność napełnienia rury wodą metodą jej wlewania w wolny koniec. Wypełnia się do najbliższego syfonu powietrznego i koniec. Po włączeniu zaś pompy woda leci, póki nie wyssie tego, co wlałem i też koniec. I tak właśnie wyglądało moje niedzielne popołudnie. Lałem wodę, pompa mi wodę wypluwała, lałem jeszcze raz, kląłem pod nosem, kląłem głośno, w desperacji podłączyłem nawet króciec napełniający wprost do wodociągu… i nic.

Oświecenie przyszło dopiero późniejszym wieczorem, gdy wściekły usiadłem i zastanowiłem się. Sprawa jest w sumie prosta: z jednej strony leję wodę, ona nie wlata do końca, bo blokuje ją stojące w rurze powietrze. Nie chce wyjść mijając się z wodą? Znaczy, trzeba je wypuścić z drugiej strony, nie? 😉
Tak wygląda przygotowane już do zamontowania na rurze w studni lekarstwo:

Calowy trójnik, redukcja, nypel i zaworek wygrzebany w przydasiach hydraulicznych. A dla pewności, żeby mi powietrza tędy nie zasysało w trakcie pompowania, na zaworek jeszcze będzie nakręcany dekielek, też zrobiony z tego, co było pod ręką: takiego dziwnego pierścienia redukcyjnego, pięciogroszowej monety i gumowej uszczelki. Tak, wiem, że takie korki (nakręcane na GZ) są do kupienia gotowe. Ale pod ręką nie miałem, sklep daleko, a ten wynalazek akurat się poniewierał. 5 groszy tylko musiałem wyciągnąć własnemu dziecku ze skarbonki… (w zamian wrzuciłem 10gr, żeby nie było!)

U góry zdjęcia widać też ciekawostkę: wspominany jakiś czas temu przepływomierz zakupiony w chinach za ułamek ceny, jaką sobie za takie samo urządzenie życzą polscy dystrybutorzy. Przepływomierz przy nawadnianiu ogrodu to bardzo ważna sprawa w końcu, nie? 😉 Elektronika do nawadniania już się powoli rodzi, będzie to kolejna u mnie armata na wróble (z powodów głównie hobbystyczno-szkoleniowych), póki co tyle napiszę, że nie będzie to już żaden przestarzały atmelek  :mrgreen:

I przy okazji: wybrukowałem już całkiem samodzielnie śmietnik. (nie był planowany, dlatego nie zrobili go brukarze, ale ponieważ zostało nam „trochę” kostki, zabrałem się za to sam. To były może ze dwa metry kwadratowe bruku, niemniej po ich wybrukowaniu powtórzę: nie chcę w ten sposób zarabiać na chleb!

Na zdjęciu, robionym mocno „ze słońcem” widać, że ostatnie dwa rządki bruku robionego jeszcze przez brukarzy coś się płaszczyzny nie trzymają, będę to musiał wyrównać swoją zagęszczarką używaną przy tej robocie. Znaczy kawałkiem deski i dużym młotkiem 🙂

Na zakończenie jeszcze raz zdjęcie naszego podwórka w formie obecnej: klomby jeszcze nie zasypane ziemią, ten centralny okrągły czeka na niewymurowaną jeszcze cembrowinę (może w weekend?), wszystkie klomby są też do dopełnienia ziemią.

 

 

 

 

This entry was posted in , . Bookmark: permalink.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Archiwum

  • 2021 (3)
  • 2020 (2)
  • 2019 (8)
  • 2018 (9)
  • 2017 (24)
  • 2016 (66)
  • 2015 (39)

Wyszukiwanie

Licznik odwiedzin

0359045
Visit Today : 153
Hits Today : 203
Total Hits : 1167371
Who's Online : 1