Wytrawiarka na finiszu

Co tu dużo pisać, sami zobaczcie, jak to wygląda na chwilę obecną:

Kolorki oszałamiające (za to pasują do rolet, które mam w warsztatowych oknach), samo akwarium w tej chwili puste, ale mechanicznie już skończone. Jedyne, co zostało, to napisać soft, co też już jest zaczęte. Mam nadzieję, że w nadchodzącym tygodniu się uwinę, wtedy opiszę całą konstrukcję jako kolejny projekt w stosownym dziale 🙂

Przy okazji, na zdjęciu widać kolejną moją konstrukcję sprzed lat, emerytowany już (choć czasem się przydający jako drugi) zasilacz. Ten zbudowałem jakoś pod koniec studiów, a więc też już coś pod 20 lat ma, zbudowany na LM317, miał płynnie regulowane 10-obrotowym potencjometrem napięcie 2-25V/2A, do kompletu mierniczek (ze wskaźnika wysterowania) pokazujący napięcie i w założeniach również prąd, tylko, że wtedy dobranie bocznika pomiarowego odłożyłem „na później” i owo „później” nigdy nie nastąpiło. Cóż…

A póki co raport z postępów w konstruowaniu wytrawiarki. Choć dalsze prace po dotychczas opisanych zacząłem nawet nie od postępów a od solidnego kroku w tył. W wyniku kombinacji, przymiarek obudowy, szarpania za całość wyszły mi bowiem różne problemy, które może i były do przewidzenia od razu, ale cóż, przewidziane nie zostały, wyszły same:
– po pierwsze primo: uszczelnienie styku szkła z plexi, zwłaszcza jeśli to ma być po wielokroć podgrzewane o kilkadziesiąt stopni i studzone, to dość trudny temat. Na całkiem sztywno, jak już wcześniej pisałem, nie można, bo plexi ma znacznie większy współczynnik temperaturowy od szkła i po podgrzaniu w wyniku naprężeń coś w końcu puści. Zrobiłem więc na elastycznie, wykonując o milimetr szersze gniazda od średnicy rury z grzałką i wypełniając je silikonem. Niestety, silikon co prawda świetnie przywiera do szkła, ale do plexi nie przywiera wcale. Przeciekać zaczęło. Bardzo słabo, tylko na gorąco i po kropelce, ale niestety…
– po drugie primo: mocowanie całego akwarium do podstawy za pomocą śrub elektrod trzymających grzałkę to też jest bardzo kiepski pomysł, bo w ten sposób ewentualne obciążenia są przenoszone przez szklaną rurkę. Kiedy to wymyślałem, nie wydało mi się to problemem, bo po pierwsze akwarium miało w obudowie tylko stać, nikt nie miał za nie szarpać. Niestety, życie zweryfikowało to założenie negatywnie. Kiedy się zabrałem za uszczelnianie rury od nowa, po wydłubaniu silikonu, który jednak trochę to wszystko usztywniał, pociągnąwszy za mocno za bok akwarium umocowanego cały czas z drugiej strony, pękłem sobie koniec rurki. Kląłem długo i szpetnie….

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kiedy już ciśnienie mi zeszło, skończyłem kląć, a czerwony kolor zszedł mi z oczu (a’la wściekły byk w disnejowskich kreskówkach), sprawę przemyślałem i rozwiązanie samo się nasunęło: czym nasi bracia chińczycy kleją wszystko, uszczelniają wszystko i wypełniają wszystko, na ogół z niezłym skutkiem? Ano klejem na gorąco 🙂 Temperaturę uplastyczniania ma mocno powyżej 100stopni, zachowuje elastyczność, klei się jak dziki zarówno do szkła jak i do plexi – no ideał, po prostu ideał. I co tu więcej pisać. Starą rurę wyjąłem, dziury wyczyściłem, dociąłem i wstawiłem nową rurkę (ciesząc się, że kupiłem jej od razu metr, a nie 30cm), próba wodna była wczoraj, wszystko idealnie szczelne, będzie dobrze. Musi!

Zdjęcie poniżej dodaję, żeby było wiadomo, o czym pisałem. Dolny narożnik akwarium, przez całość przechodzi szklana rura mieszcząca w sobie grzałkę, nad rurą jeszcze wstawiona obcięta probówka, do której będzie wstawiony czujnik temperatury 🙂 Pękła mi rurka w części tkwiącej już w plexi, bo tam właśnie tkwi teflonowa tuleja, która została przez śrubę przegięta w bok.

W międzyczasie, korzystając z tego, że akwarium było zdemontowane, przygotowałem dół obudowy do montażu elektroniki. Pierwotnie miała być na wspornikach, ale ponieważ trochę mi się ciasno nad płytką zrobiło (płytka z wyświetlaczem tam miała zaraz być), wymyśliłem coś innego. W ruch poszła frezarka:

Pisałem już coś gdzieś kiedyś, że CNC mi się marzyć zaczyna coraz mocniej? No to się powtórzę: marzy mi się. Coraz mocniej  :mrgreen: Powyższe zostało wyfrezowane przy pomocy korbek i zapewne szybciej poszło, niż zajęłoby wprowadzanie takiego kształtu do CNC, ale pomarzyć można, prawda? 🙂

 

Tak to wygląda w stanie zmontowanym:

Lewy klocek mocujący akwarium to nie jest dzieło sztuki nowoczesnej, tylko efekt licznych kombinacji. Pierwotnie pompka powietrza była w innym miejscu (widać na zdjęciu, gdzie). Tamże jednak jej wylot opierał się o klocek. Frez we frezarce jeszcze tkwił, podfrezowałem więc. Przy przymiarce obudowy okazało się jednak, że pompka koliduje z krawędzią włącznika sieciowego, trzeba pompkę cofnąć. Podfrezowałem więc mocniej. Okazało się jednak, że frezowana płaszczyzna wchodzi mi na otwór mocujący. Cóż więc, pompka poszła całkiem w bok, tam nie koliduje już z niczym, tylko na wężyk wykonałem zagłębienie do połowy szerokości klocka. Tak, wiem, rzeźba, ale cóż, taki już los prototypów 🙂

Samą elektronikę pokażę jeszcze z bliska, bo jedna rzecz tu jest istotna:

O, właśnie. Widać płytkę, widać podłączenie grzałki, widać wstawiony już w swoje miejsce czujnik temperatury. I widać coś jeszcze: zamontowane w strategicznych miejscach czujniki zalania, będące wytrawionymi w płytce grzebieniami. Pięknie to reaguje na kontakt z nawet kropelką wytrawiacza, od razu będzie alarm akustyczny. I tu od razu otwarty temat do udoskonalenia: tak wykonany czujnik zalania będzie działał jedynie wtedy, gdy cała elektronika będzie pod prądem. Ma to sens, bo teoretycznie rzecz biorąc, potencjalne przecieki powinny się pojawić wtedy, gdy urządzenie jest obciążone temperaturą, naprężeniami stąd wynikającymi, czyli w trakcie pracy po prostu. Niestety, teoria teorią, ale dochodzą jeszcze prawa Murphy’ego, dlatego z czasem dorzucę tu osobny układ czujnika zasilany z baterii litowej lub akumulatorka doładowywanego podczas pracy urządzenia, a kontrolujący te elektrody non stop (choćby ATTINY13 spoczywający w stanie uśpienia i wybudzany od wejścia z tych elektrod, z jedyną rolą: narobić hałasu).

Zdjęcie całkiem od boku z widocznym czujnikiem zalania i mocowaniem elektrody grzałki:

Grzałka (a raczej jej elektroda) jest trzymana kawałkiem starej płytki. Pierwotnie to było na sztywno i w ten sposób mocowałem akwarium. Jak pisałem wyżej, okazało się, że to kiepski pomysł, dlatego obecnie ta płytka jest na dystansach (widać trochę po lewej pod płytką mocującą) jedynie dopychając teflonowe tuleje trzymające grzałkę, śruba elektrody przechodzi przez nią szerokim otworem ze sporym luzem, zaś samo akwarium jest blokowane w klocku wkręconym w klocek wkrętem. Wkręta tu nie widać, wkręcony od prawej strony przechodzi przez klocek na wylot i dosłownie na dwa milimetry wchodzi w nawiercony w przyklejony na boku akwarium kawałek plexi. Wkręt jest zeszlifowany na tępo, jego długość jest dobrana tak, że akwarium nie jest gniecione, a jedynie zablokowane. Jest to pewne i solidne, a jednocześnie niegroźne dla akwarium i co ważne, teraz szklana rurka nie jest już obciążona niczym.

A teraz jako mała odskocznia od elektroniki, przejdźmy do drugiej części mojego warsztatu, tej przeznaczonej na prace ciężkie. Tamże niedawno pojawił się nowy nabytek: szlifierka stołowa. No co tu mówić, potrzebna w domu jest. Ponieważ funduszy trochę mało było na urządzenie profi, kupiłem chińczyka. Wybór mój padł na cudo marki BASS Polska, napaliłem się bowiem na duże tarcze i słuszną, jak mi się wydawało moc, 700W, przy akceptowalnej, mieszczącej się w budżecie cenie. Pokazywał tego nie będę, kto ciekaw, niech sobie wpisze w google „szlifierka stołowa BASS 700W”, samo się znajdzie, ja zaś chciałem tu napisać kilka słów zażalenia. Wybrałem chińczyka świadomie, nie spodziewałem się cudów. Rozczarowany mocno jednak jestem. Nie, nie tym, że dostałem chińczyka, bo badziewnych podpórek i kiepskich osłon się spodziewałem. Nie spodziewałem się jednak tego, że ów chińczyk mnie oszuka. Drogie BASS Polska, jeśli sprzedajecie urządzenie o mocy 700W, chwalicie się ta mocą wołami napisaną na pudełku i podajecie ją jako główny atut urządzenia, to spodziewałbym się, że owo urządzenie będzie miało 700W mocy. Siedemset! Nie czterysta. Co mnie obchodzi, że owe siedemset watów to moc startowa, jak gdzieś w czeluściach instrukcji można znaleźć drobnym drukiem? Pracując na tej szlifierce liczę na moc znamionową, nie startową. Tak więc, jak pisałem, czuję się tutaj przez Was oszukany. Amen.

Tyle żalów, a teraz do rzeczy: szlifierka nazywa się co prawda stołowa, ale ze stołem współpracuje dość kiepsko. Ma co prawda gumowe nogi, ale włączona ma mocną tendencję do chodzenia (żwawo) po tymże stole, zwłaszcza w kierunku krawędzi. Niestety, to nie jest urządzenie przenośne, wymaga umocowania. Kiedyś planowałem co prawda na nią miejsce na stole, tym od tokarki, ale teraz trochę mi się tego miejsca zrobiło szkoda. A ponieważ mam jeszcze w warsztacie ostatni kawałeczek wolnej ściany, wymyśliłem sobie, że szlifierce dorobię wsporniki i przymocuję ją do tejże ściany. Materiał na wsporniki szczęśliwie się znalazł w postaci ścinków profila, z którego robiłem ogrodzenie oraz kawałków kątownika pozostałych z produkcji latem stołu pod tokarkę. Profil zamknięty jako podstawa konstrukcji pozwolił na ukrycie łbów śrub, trzeba było tylko szerokie dziury pod nakrętki porobić, co pokazuję, bo wiertło stożkowe jest takie ładne, że pokazać trzeba 🙂

Trochę zgrzytania, trochę hurgotania (jak to przy niedzieli) i elementy składowe wspornika gotowe:

W wolnej chwili sobie to pospawam, pomaluję… i wtedy wystarczy tylko ze ściany przesunąć kolidujące gniazdko siłowe, dorobić normalne i można ustrojstwo wieszać 🙂

 

This entry was posted in , , . Bookmark: permalink.

2 Responses to Wytrawiarka na finiszu

trash_bin
Commented:  15 lutego 2016 at 20:54

No pięknie, pięknie 🙂 Kilka pytań mam do wytrawiarki:
1. Mierzyłeś czas, po jakim grzałka nagrzeje Ci roztwór do temperatury trawienia? Ja skusiłem się jednak na akwariową 100 W (tylko termostat unieruchomiłem, procek będzie sterował podgrzewaniem, tak jak u Ciebie), niewiele szerszą ma rurkę niż Twoja i nagrzewa w jakieś 10-12 minut.
2. Będziesz robić regulację siły napowietrzania? Widzę, że triak wysterowuje pompkę przez transoptor, grzałka podobnie.
3. Pisałeś kiedyś, że grzałkę ograniczałeś diodą, ale pewnie tylko w czasie testów nagrzewania szkła, będziesz regulować ją tym triakiem, czy tylko włączać/wyłączać?
4. Histerezę dla grzałki też będziesz regulować przyciskami, czy zaprogramujesz jakąś na stałe?
5. Czym frezowałeś w pleksi? Miałeś jakiś specjalny frez, czy może z wiertła do metalu zrobiłeś? Ja frezowałem frezem do drewna i daje radę, ale szybko się nagrzewa i zamiast skrawać zaczyna rozgrzewać materiał i się pleksi zaczyna nadtapiać i do wiertła przyklejać. Nie wiem jakie frezy do pleksi są lepsze: jednopiórowe, trójpiórowe, jakieś inne specjalne, czy może właśnie ze starego wiertła do metalu zrobione (tak gdzieś wyczytałem, tylko złamany/stępiony czubek zeszlifować i jeśli krawędzie piór nie są stępione, to podobno ładnie w pleksi się frezuje).
6. Trafo z jakim prądem wtórnym dałeś?

Z innej beczki – teść mój ma podobną szlifierkę stołową (świetna sprawa taka mała szlifiereczka, cichutka, sprytniutka) i też lubi sobie pospacerować (szlifierka, nie teść, choć teść spacerować lubi, ale to już insza inszość), nawet po wyłączeniu trzeba jej pilnować prawie do całkowitego zatrzymania, żeby za daleko nie odbiegła (teść jej nie mocował do stołu, bo często ją przenosi).

    Dzięki 🙂

    1 – nie, nie mierzyłem, ale to jest kilka minut. Tak w ciemno mogę napisać, że rzędu 5-7 minut, na pewno nie więcej, niż 10. U mnie w końcu 250W grzeje 🙂
    2 – mam tam triak i mógłbym, ale po co? Nie przewiduję takiej możliwości, nie chcę przekombinować, pompka ma proste on/off
    3 – dioda jest cały czas, jako druga linia zabezpieczeń. Bez niej, przy jakimś zawiśnięciu procesora czy przebiciu triaka ona by się zaświeciła z pełną mocą 500W, nie jestem pewien, jak by to pleksa zniosła. Poza tym regulacja fazowa mocy jak najbardziej.
    4 – nie chcę tego robić z histerezą, tylko tak, jak przy laminatorze ze sterowaniem proporcjonalnym w końcówce grzania (powiedzmy ostatnie 5 stopni grzane z mocą odwrotnie zależną od brakującej temperatury)
    5 – mam takie dość dziwne frezy do drewna, widać jeden z nich tutaj na zdjęciu, one mają dwa ostrza, ale bez żadnego skrętu, po prostu dwa proste pióra. Nimi się bardzo dobrze frezuje plexi, nic nie topi. Wcześniej próbowałem frezem do metalu, ale tak, jak piszesz, topił, trzeba było chłodzić w trakcie frezowania.
    6 – trafo dałem 2W, pobór mocy całej elektroniki to kilkadziesiąt miliamperów, nie przekracza 100mA, więc więcej nie trzeba.

    A szlifierka – o to to, dokładnie, jak moja, też hamuje bardzo długo i zwłaszcza wtedy koniecznie chce na spacer. Ja jej przenosić nie mam zamiaru, więc będzie przykuta do dybów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Archiwum

  • 2021 (3)
  • 2020 (2)
  • 2019 (8)
  • 2018 (9)
  • 2017 (24)
  • 2016 (66)
  • 2015 (39)

Wyszukiwanie

Licznik odwiedzin

0355968
Visit Today : 107
Hits Today : 239
Total Hits : 1161825
Who's Online : 3