Jako przerywnik od bojów z drukarką, krótka relacja z montażu pergoli:
Pergola ta ma za zadanie zamykać optycznie nasze areały, a jednocześnie stanowić bazę dla róż pnących, została sobie ona wymarzona przez mą małżonkę, w wymarzonej formie znaleziona na allegro i tamże zamówiona. Tyle mojego, że przyjechała w formie bezładnej sterty desek i deseczek, z jedynie na gotowo zrobionymi kratownicami. A ja to sobie jedne pół weekendu malowałem, a drugie pół – skręcałem. To co powyżej nie jest jeszcze kompletne, brakuje ozdobnych „krokwi” na dachu oraz wykończenia donic. Same donice też trzeba wypchać styropianem, uszczelnić folią i zasypać ziemią, dopiero wtedy będzie można odbębnić sprawę jako ukończoną. Co też, swoją drogą, byłoby małym cudem, bo zwykle w Domu w Lesie jest tak, że kolejne pomysły są robione tak w 80-90% i porzucane „na później” 😉
Ale tu jest szansa, donice wykończyć muszę, bo mi małżonka żyć nie da, jak nie będzie mogła róż wsadzić, a krokwie to już niewielka robota, po prostu wczoraj brakło mi i odpowiednio długich wkrętów i odpowiedniego zapasu siły.
Tak mniej więcej wyglądała pergola po rozładowaniu:
Niestety, za późno wpadłem na pomysł zrobienia zdjęcia, trzeba było, jak całość jeszcze była bezładną stertą drewna. Ale mniejsza, widać w jakiej formie to przyjechało, a o to chodzi. Te wszystkie elementy zostały pomalowane impregnatem, po czym niedzielny ranek spędziłem sobie przy łopacie robiąc brukowane (kostki brukowej pół palety zostało) ramki podpierające całość na trawniku. Całość oczywiście poziomowana, równoległa do płota, w łosi i w ogóle. Zaczątek konstrukcji na zdjęciu poniżej:
Sznurek nie jest bynajmniej efektem frustracji Generalnego Wykonawcy spowodowanej ogólną niemożnością spasowania jednego pionowego pionu z drugim pionowym pionem, tylko raczej sposobem przekonania obu pionów, by współpracowały ze sobą mocniej. Po prostu, obie strony ustawione, spionizowane, ale gdy zacząłem nabijać między nie łuk, zaczęły mi się rozłazić. Sznurem skręcony za pomocą kija przekonał je, że nie warto. A bosmanka zapleciona na końcu linki -ot, nudziło mi się kiedyś 🙂
Tak to wygląda od strony donic:
Widać bruczek, po tej stronie oparty na bardzo twardo zbitym gruncie, który przez ileś lat był lokalną drogą leśną, po której bywało, że i ciężarowe jeździły (przynajmniej, póki nie przyszedł Jarek.P i w poprzek drogi płotu nie zbudował), druga strona pergoli jest oparta już na mniej zbitym gruncie, dlatego tamże są dwie warstwy kostki, a całość wkopana jest głębiej.
I mocowanie oparcia od ławki. Pokazuję głównie dla widocznego na zdjęciu detalu: po wstępnym zamontowaniu oparcia w sposób przewidziany przez producenta okazało się, że ławka jest średnio wygodna. Źle się siedziało po prostu. Zrobiliśmy więc wraz z małżonką burzę mózgów, wspomaganą ściskami stolarskimi, deseczkami, patykami, a nawet szyszką sztuk jedna (za wstawkę dystansową robiła) dobraliśmy optymalne nachylenie oparcia i dla takiego nachylenia dociąłem kliny:
I to właściwie tyle. Pergola na chwilę obecną wygląda tak:
A co z drukarką? Ano nic. Czekam na drugą paczkę z Chin (z elektroniką), póki co zasilaczem się zająłem, dorobiłem mu mianowicie regulator obrotów wentylatora:
Taki, na bylejako, aby działał. Tenże regulator został wstawiony do zasilacza w miejsce zwolnione po demontażu jednego z wiatraków, podłączony:
I tyle. Termistor przyczepiony do radiatora, wentylator na zimnym zasilaczu ledwie szumi, w miarę rozgrzewania wieje coraz mocniej aż do pełnej wydajności przy temperaturach >60 stopni, całość działa jak trzeba. I o to chodzi. W tygodniu go zamontuję w drukarce.
Dodaj komentarz