Podobno pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, a dopiero trzeci dla siebie. My tego dla siebie już nie damy chyba rady, zresztą ten „dla wroga” nam całkiem odpowiada, ale w sumie, właśnie z małżonką doszliśmy do wniosku, że domek dla przyjaciela, to właściwie możemy jeszcze w te wakacje machnąć.
Pomysł wyskakiwał już od jakiegoś czasu, ale zasadnicza burza mózgów odbyła się wczoraj wieczorem nad kartką papieru, na której ja pracowicie przygryzając język, od linijki nakreśliłem dwa rzuty wymyślonego domku, a potem podeszła małżonka i całkowicie odręcznie, na tym moim rysunku naszkicowała swoją wizję, przy okazji zmieniając (zmniejszając) wymiary.
Oto wizja architektoniczna:
Chałupka już jest rozpisana na elementy składowe, pozostaje jedynie uzgodnić wymiary, zamówić materiał w pobliskim składzie drewna, przywieźć i przy odrobinie szczęścia (do pogody między innymi) może już w najbliższy weekend uda mi się potrenować ciesiołkę 🙂
A potem można zacząć zbierać gadżety: miotła na kiju jest, ususzonych pająków u nas dostatek, po prostu się wymiecie gdzieś z zakamarków, zostaje zorganizować pierniki do wyłożenia ścian, czarnego kota sąsiadów przekabacić lepszym żarciem, żeby częściej u nas siedział, może gawrona jakiegoś do kompletu? No i piec, piec koniecznie!
Dodaj komentarz