Ja sobie tutaj żarty z własnego dziecka w poprzednim wpisie urządzam, a wygląda na to, że chłopak naprawdę pała (uczuciem pała) i to mocno. Wczoraj przed snem przyszedł do mamy z telefonem w ręku (stara komórka bez sima, zostawiona dzieciom do zabawy), z którego z youtuba leciała jakaś muzyka i pytanie poważne zadaje:
– mamo, mamo, czy ta piosenka jest romantyczna?
[tu miejsce na zwizualizowanie sobie naszych opadniętych szczęk].
Muzyka tak nawiasem mówiąc, to było jakieś dyskotekowe umca-umca, ale w wyraźną i łagodną melodią śpiewaną damskim wokalem, to jak na obecne standardy muzyki słuchanej przez „tą dzisiejszą młodzież” (panie dzieju, za naszych czasów tego nie było), była to wręcz pościelówa 😀 Tak więc, jak nic będzie sąsiadce puszczana przy najbliższej okazji. Wraz z galaretkowym cukierkiem, od ust sobie odjętym, który, jak Łajza zapowiedział, da sąsiadce. A i jeszcze, jak sąsiadka bujając się na naszym hamaku klapki pogubiła, to je starannie pozbierał i sam zakładał jej na nogi!
A dziecię nasze tak w ogóle, to jest dziś podpadnięte mocno. Wraz z Wyjątkiem naoglądali sie przez ostatnich kilka dni jakichś dziwnych filmów z YT, w których nastoletni internauci pokazują, jak przechodzą przez różne gry. Gry były różne, komentarze niestety też bywały różne…
Problemy wychowawcze zaczęły się niemal od razu, bo np. Łajza będąc na gościnnych występach na podwórku u swojej ukochanej sąsiadki, skacząc na skakalni zaczął na całe gardło wykrzykiwać raz za razem hasło „ładafa!!!”. Niestety, problem w tym, że sąsiedztwo wokół nas jest chyba bez wyjątku językowo wykształcone i prawidłowa wymowa owego „ładafa” nie była zapewne dla nich zbyt trudna do odgadnięcia (specjalnie dla nieanglojęzycznych bądź z wyłączonym z rana kumatorem: ładafa powinno być wymawiane raczej łat de fak i stanowi niemal ścisły odpowiednik naszego swojskiego „co jest, k…wa”). W każdym razie sąsiad, siłą rzeczy słyszący reprymendę, jakiej udzielałem dziecku po zawezwaniu go, żeby podszedłno do płota, minę miał bardzo rozbawioną 🙂
Gorsze jednak nastąpiło dziś w nocy. Wyjątek wraz z Łajzą zostali wcześniej obsztorcowani wcześniej za oglądanie treści nieodpowiednich (a Wyjątek dodatkowo za pokazywanie ich młodszemu bratu), dało to oczywiście tyle, co dla każdego rodzica powinno być oczywiste: dzieci solennie obiecały, że już nigdy więcej, po czym przeszły do konspiracji, wyraźnie objawiającej się nerwowym stukaniem w telefon i wychodzeniem z aplikacji na każdy widok nadciągającego rodzica. Pierwszy ważny krok wychowawczy został zatem zrobiony, dzieci zaczęły dostrzegać granicę. Samo oglądanie filmów jednak zostało, musiały to być niestety ostatnio jakieś filmy z zombiakami w rolach głównych, nawiedzonymi miastami i tym podobnymi, bo niestety Łajzie się to zaczęło śnić.
Łajza, wczoraj położony spać w trudzie i znoju o 23:00 przyszedł do nas do sypialni już o trzeciej nad ranem, obwieściwszy, że u niego w pokoju pokazują się jakieś świecące twarze i że one tam są naprawdę. Cóż było robić, pokląłem pod nosem, wziąłem gościa za rękę i idziemy do jego pokoju, tam szybka prezentacja, że żadnych twarzy nie ma, tłumaczenie, że musiało mu się przyśnić („ale naprawdę one tu były, tato, przysięgam!”) i idziemy spać. Wszyscy!
Godzinka minęła, nastała czwarta nad ranem, wtedy tez obudziło mnie bosonogie tuptuptup (śpię jak zając, takie dźwięki mnie budzą), oczywiście nadciągnął Łajza i stojąc w nogach łóżka obwieści coś mniej więcej takiego (z pamięci cytuję):
– tato, ale jak jest miasto i ono jest w mieście i tam jest nawiedzone, to dlaczego ono jest to miasto i ono jest no wiesz, nawiedzone?
Za dokładność cytatu nie dam głowy, w końcu było nie było, czwarta rano nie sprzyja robieniu notatek, a pamięć mam dziurawą, ale sens chyba oddałem. Odpowiedzi swej nie będę tu cytował może, w każdym razie w jej wyniku dziecię wróciło do łóżka samo. Chyba nawet biegiem.
Po tej drugiej pobudce miałem już niejakie problemy z ponownym zaśnięciem, dlatego kolejne „tuptuptup” usłyszałem już u źródeł. Łajza oczywiście znów przylazł do nas, widząc, że nie śpię przyszedł wprost do mnie i pyta:
– tato, a czy nawiedzone miasto istnieje?
Do łóżka znów wrócił biegiem, ścigany moimi obietnicami, że wraz z Wyjątkiem dostaną szlaban na youtuba. Ta groźba zdaje się pomogła, więcej już nie wracał, za to, jak żona rankiem odkryła, spał przy zapalonym świetle. Za to ja teraz również jestem gotów spać przy zapalonym świetle, najchętniej tak, jak stoję.
Commented: 2 września 2015 at 18:03
Lubię taki bon mot : małe dzieci nie dają spać, duże dzieci nie dają żyć 🙂
Czyli jeszcze masz małe dzieci 🙂
Ja mam duże, i też nie dają spać 😉 – czeka człowiek aż wrócą po nocy z kolejnej osiemnastki …
Commented: 2 września 2015 at 18:10
No cóż… wszystko przed nami 🙂
Póki co zgadzam się w pełni: im starsze, tym bardziej nieznośne. Ale i tak się kocha, bo i co zrobić. Nowe? To samo będzie.
Choć kilka dni temu widzieliśmy z małżonką w castoramie małżeństwo z dwiema kilkuletnimi dziewczynkami, tak ze 4-5 lat na oko. Dziewczynki dostały po castoramowym ołówku i po karteczce „na notatki”, po czym obie stanęły z boku i zaczęły rysować, nikomu nie wadząc, nie latając po całym sklepie, nie bawiąc się piłami, nie usiłując walić młotkiem w resztę młotków, nie drąc ryja na pół sklepu, nie wpadając pod wózki ludziom i nie zwalając na siebie zawartości półek. Patrzyliśmy z żoną ze szczękami opadniętymi na podłogę, że takie dzieci jednak bywają. Szok, normalnie szok!
Commented: 2 września 2015 at 19:48
He, he …
Ja też mam dwóch chłopców … Dziewczynki to jednak zupełnie inny gatunek.
Za to dla wyrównania szans dziewczynki dają popalić w okresie dojrzewania 🙂
Chłopcy jakby mniej …
Chyba jednak nad małym szatankiem łatwiej zapanować niż nad bezczelną prawie dorosłą pannicą 🙂