Miało już nie być o domku, ale ponieważ jeden komplet nóżek, które kupiłem do stołu warsztatowego okazał się być o numer za mały, a mi sie trochę nie chciało dziś ekstra do sklepu jechać, stanęło w końcu na dokańczaniu domku. Trudno się mówi, to też w końcu kiedyś trzeba było.
- Obramowanie drzwi, zgodnie z życzeniem małżonki, nie z żadnej klepki boazeryjnej z obciętymi felcami, jak okna, tylko z solidnej, w miarę szerokiej dechy. Na zdjęciu jeszcze przed malowaniem:
2. „podpory” pod oczepami:
3. wieszar. Z wytoczoną kulką. Moja obecna pseudotokarka do drewna jest bardzo kapryśna, w sośnie (i to jeeszcze takiej pobudowlanej) się w niej toczy strasznie ciężko, dlatego ta gałka to bardziej kompromis osiągnięty w wyniku nielichej walki między mną a dłutem, niż to, co miało tam być naprawdę, ale wystarczy. Na tymże zdjęciu widać też brakujące wcześniej deski „wiatrownice”.
4. I najważniejsze: coś, dzięki czemu domek tak naprawdę dopiero staje się domem: komin. Tu jeszcze na ziemi, sama szczytówka, dzierżona w dłoni, na której uważne oczy dojrzą ślady upojnych chwil w warsztacie jakiś miesiąc temu, kiedy to młotek nieoczekiwanie okazał się górą. Odbarczałem sam, w środku nocy, nie mogąc spać z bólu, przy pomocy igły od zastrzyków delikatnie przewierconej wprost przez paznokieć. Wbrew pozorom (wywołującym dreszcze) zabieg w zasadzie bezbolesny, za to przynoszący niemal natychmiastową ulgę, potencjalnym ofiarom polecam ku pamięci. W tle widać też jeden korpus szafki od stołu warsztatowego, tymczasowo wykorzystany jako kozioł. Cóż, pod ręką był.
I wielka chwila, uwieczniona w świetle zachodzącego słońca 🙂
Brakuje jeszcze tylko okiennic, barierek na bokach tarasu i jakiejś rozety na szczycie nad wejściem.
Commented: 30 sierpnia 2015 at 22:46
Wreszcie komin – świetna robota, z prawdziwym poświęceniem 🙂 Drzwi wyszły rewelacyjnie, podobnie jak cały domek. Chłopaki się już wprowadzili, czy jednak grabie będą tam mieszkać? 😉
Commented: 30 sierpnia 2015 at 22:47
PS: Aaaaaa to to cuś to się wieszar zwie, dobrze wiedzieć.
Commented: 30 sierpnia 2015 at 22:55
Oczywiście, że się wprowadzili, domek przetrwał już nawet pierwszą wojnę na karabiny na wodę (w przeciwieństwie do jednego z karabinów, który się wziął był i rozpadł). Niemniej nie stał się on też miejscem stałego ich przebywania, mam wrażenie, że największe zachwyty domkiem wykazują okoliczne dzieci (a tatusiowie wilkiem patrzą), nasze do tego podeszły raczej jak do czegoś, co się naturalną koleją rzeczy pojawiło i tyle.
Grabie? Czemu nie, choć na grabie, taczkę i tym podobne już planujemy kolejny domek, tym razem bardziej klasyczny w formie i chyba jednak będzie to gotowiec, bo małżonka znalazła w internetach dokładnie taki, jak jest potrzebny i tu z kalkulacji wyszło mi, że robiąc go samemu i musząc już kupić komplet materiałów (po produkcji tego domku sterta drewna pobudowlanego skurczyła się mocno) nie zaoszczędziłbym już tak znów wiele. Ale to na przyszły rok plany.
Commented: 3 września 2015 at 23:01
Ten „kształtny” domek, szczególnie z tym cudacznym kominem wygląda jakby wyjęty z gry Neverhood. Nie jest co prawda z gliny, ale skojarzenie miałem natychmiastowe.
Commented: 4 września 2015 at 08:51
Nawet nie wiedziałem, o jakiej grze piszesz, jezusie, jaki ja jestem zacofany w tym klimacie, w rozwoju zatrzymałem się na Half Life i okolicach 🙁
Ale z ciekawości sprawdziłem, wygląda ciekawie, może uda mi się grą Wyjątka zainteresować, będzie miał przeciwwagę dla gier, które mu usiłujemy wybić z głowy, jako delikatnie mówiąc nie dla niego.
(BTW bardzo fajny avatar wylosowałeś 😀 )