Urlop z młotkiem w garści – to jest to, co tygryski lubia najbardziej! I choć co prawda akurat do tygrysa to mi jest tak nie bardzo, to nie ukrywam, że taka forma spędzania urlopu odpowiada mi chyba najbardziej 🙂
Weekend spędziliśmy u rodziny, dlatego domek stał sobie odłogiem, ale dziś udało mi się nadgonić. Skończyłbym ten dach, gdyby nie zabrakło materiałów, trzeba kupić. Na chwilę obecną zaś, chałupka prezentuje się tak:
Brakuje jeszcze końcówki dachu, gontu na dachu (już zamówiony), kątowników na krawędziach, wykończeń krawędzi dachu (deski wiatrownice), obramowań drzwi i okien, pogibanego komina na dachu, rozety (w kształcie kuny of kors!) na frontowym szczycie dachu, wieszara z toczoną kulką na tylnym szczycie dachu, okiennic, balustradki, całość pomalować… i to by było na tyle, można robić parapetówę.
A, właśnie!!!! Parapety też trzeba wstawić!
Z ewentualnych udziwnień przyszedł mi do głowy jeszcze peryskop. Akurat mam zbędną metrową rurkę kanalizacyjną i dwa kolanka 90° też się znajdą. Tylko dwa małe okrągłe lusterka w typie, jakiego już obecnie panie chyba nie używają („już mi lusterko z tym pana zdjęciem też nie pomoże” – pamiętam, że jeszcze moje koleżanki na koloniach takie lusterka miewały, a teraz? Są jeszcze?) musiałbym skombinować albo pociąć jakieś większe.
Jeszcze na koniec: widok z okienka Domku w Lesie na okno Domu w Lesie:
Na tarasie dziada z babą brakuje, wiem, ale stacjonuje tam akurat i usunięty na czas wyjazdu basenik, worek z klejem do siatki (cokół dalej zacząłem obklejać) i mnóstwo innych „na moment” odstawionych gratów. Przez drugie okno widać już las w stanie czystym.
Dodaj komentarz